GRA MUZYKA

czwartek, 25 grudnia 2014

Wesołych Świąt!

Wielu z Was nie potrafi sobie wyobrazić Świąt Bożego Narodzenia bez usłyszenia piosenki "Last christmas" grupy Wham!. Dla mnie nie ma Świąt bez piosenki "All I want for christmas is you" Mariah Carey z wydanej równo dwadzieścia lat temu płyty "Merry Christmas". Życzę wszystkim czytelnikom Krockusa Wesołych Świąt oraz Muzycznego Nowego Roku! Do zobaczenia w styczniu, gdy przedstawimy wszelkie Podsumowania Kulturalne 2014 roku.

[camel]

wtorek, 4 listopada 2014

Marcelina - Live in Wrocław, Stary Klasztor, 30.10.2014


[camel]
ocena: 8.5/10

Na ten koncert czekałem od stycznia tego roku, kiedy poznałem „Wschody Zachody”, drugi album Marceliny, który zajął trzecie miejsce w moim podsumowaniu 2013 roku. Melodyjność zawartych na nich piosenek, ciekawe teksty i oryginalny, zapamiętywalny wokal Artystki sprawiały, że chciałem przekonać się jak te utwory bronią się na scenie. Na początku września została zapowiedziana trasa, w której jeden z koncertów miał odbyć się we Wrocławiu, mieście w którym Marcelina przez jakiś czas mieszkała i do którego wciąż ma duży sentyment. Z niecierpliwością odliczałem dni do przedostatniego dnia mojego ulubionego miesiąca, aż w końcu pięć dni temu zawitałem do klubu Stary Klasztor na spotkanie z Artystką, która wiele namieszała w moim muzycznym świecie.

Miejsce koncertu okazało się wyjątkowo urokliwe, gotyckie wnętrza, kameralna atmosfera i stoliki zlokalizowane pod sceną pozwalały przypuszczać, że w takich okolicznościach muzyka Marceliny i jej zespołu sprawdzi się znakomicie. Po półgodzinnym suporcie, na który złożył się duet (wokalistka i gitarzysta), który przypomniał nam kilka światowych i polskich przebojów w akustycznym wydaniu, kilka minut po wpół do dwudziestej pierwszej na scenie wszedł zespół i zaczęła się właściwa część wieczoru. Po chwili dołączyła do nich uśmiechnięta i pełna energii Marcelina, która wybijając rytm na ustawionym obok niej bębnie zaczęła śpiewać Everything It`s Alright. Po nim przyszła pora na anglojęzyczny utwór o dziewczynie, która kochała innego chłopaka (znany z miniwystępu Artystki i jej gitarzysty Roberta Cichego na Mauritiusie). Następnie usłyszeliśmy prawie cały album "Wschody Zachody" (z Karmelove na bis) oraz wybrane piosenki z debiutanckiego albumu (Szukam Cię, Me & My Boyfriend, Tatku, Shake It Mama), utwór poświęcony Wrocławiu czyli Wroclove, cover zespołu Roxette Sleeping In My Car oraz powtórzone Everything It`s Alright na sam koniec koncertu. Oczywiście prawie całą moją uwagę skupiała Marcelina, której optymizm udzielał się chyba całej zgromadzonej tego wieczoru publiczności. Oryginalnie ubrana Artystka poza śpiewaniem grała w kilku utworach na gitarze, melodice, wspomnianym bębnie czy gwizdku, na którym zagrała solo w wykonanej z niesamowitym „powerem” piosence Shake It Mama, która była dla mnie najlepszym momentem koncertu.

Niestety, wszystko ma swój kres i po blisko półtoragodzinnej obecności grupy na scenie koncert dobiegł końca. Zadowolony zespół opuścił scenę, był czas na zakup płyt, zdobycie autografu i zrobienie sobie zdjęcie z Artystką. Z niecierpliwością czekam na kolejny koncert Marceliny i jej zespołu, który, tak jak ten, da mi potężną dawkę pozytywnej energii.

wtorek, 16 września 2014

Artur Rojek - Składam się z ciągłych powtórzeń (2014)


Ocena: 9/10
[camel]

Na ten album czekałem bardzo długo, bo mniej więcej od czasu usłyszenia piosenek W drodze, Cisza i wiatr, Jesteś moim będzie czy Cokolwiek się zdarzy, które pokazały, że solowa twórczość Artura ma duży potencjał. Oczywiście myślałem, że płyta Rojka będzie poboczną działalnością Artysty, odskocznią od macierzystego Myslovitz. Stało się jednak inaczej – prawie dwa i pół roku temu Artur opuścił Myslovitz, którzy rok temu wydali całkiem przyzwoity album z Michałem Kowalonkiem w roli wokalisty. Twórca Off Festivalu na swój solowy debiut kazał nam czekać o rok dłużej.

W końcu, na początku kwietnia ukazała się płyta "Składam się z ciągłych powtórzeń". Obecność Bartka Dziedzica w roli producenta pozwalała przypuszczać, że szykuje się sukces na miarę "Grandy" Brodki. Faktycznie, otrzymaliśmy świetny album, w którym Rojek zostawił rockowe brzmienia na rzecz alternatywnego popu i elektroniki. Dwa spośród utworów mogą być już znane fanom wokalisty – mowa o otwierającym całość Lecie 76 oraz Kocie i Pelikanie, które Rojek zaprezentował kilka lat temu na trójkowym koncercie. Reszta to jednak pozycje premierowe. Począwszy od zapowiadającej całość Beksy - nagranej z dziecięcym chórem piosence o nieprzystosowaniu, poprzez taneczne Krótkie momenty skupienia i Czas, który pozostał, najbardziej elektroniczny na albumie, duszny i niepokojący Kokon, dynamiczne To co będzie, genialne Syreny, na finałowej Lekkości i nieudanym Pomyśle 2 kończąc. Jak zwykle ważna rolę pełnią tutaj teksty, będące dla Artura często rozliczeniem z przeszłością (Lato 76), spojrzeniem na teraźniejszość (Kot i Pelikan), refleksją na temat miłości (Syreny) czy antycypacją przyszłości (Lekkość).

"Składam się z ciągłych powtórzeń" to bardzo ważny album, pokazujący, że Artur Rojek doskonale radzi sobie bez pomocy kolegów z Myslovitz i potrafi stworzyć materiał, zarówno dobry pod względem artystycznym, jak i przebojowy. Niedawno osiągnięta platyna pokazuje, że przed Arturem jeszcze niejeden sukces i niejeden udany album. Warto więc śledzić jego karierę i czekać na kolejną tak udaną jak "Składam się z ciągłych powtórzeń" płytę.

czwartek, 11 września 2014

"Panie, kiedyś to były piosenki..." - część druga: Wojciech Młynarski

W dzisiejszym odcinku krockusowego cyklu przyjrzyjmy się bliżej postaci Wojciecha Młynarskiego. To jeden z najwybitniejszych polskich autorów tekstów piosenek, wykonawca piosenki autorskiej, tłumacz. Popularność zdobył występując w autorskich recitalach śpiewając takie piosenki jak: Jesteśmy na wczasach, Jeszcze w zielone gramy, Polska miłość, Ballada o Dzikim Zachodzie, Hotel "Europa", Niedziela na Głównym, Przetrwamy, Bynajmniej, Absolutnie i wiele innych. Dużą część tych piosenek zbiera świetne dwupłytowe wydawnictwo "Szajba" z 1980 będące rejestracją kilku występów Artysty. Kilka lat temu jego twórczość przypomniała grupa Raz, Dwa, Trzy.

[camel]





wtorek, 17 czerwca 2014

"Panie, kiedyś to były piosenki..." - początek nowego krockusowego cyklu

Rozpoczynamy nowy cykl, w którym będę prezentować moje ulubione polskie piosenki z lat 60-tych, 70-tych i 80-tych. Mam nadzieję, że przypomnicie sobie/poznacie jak piękne piosenki powstawały za czasów, gdy wielu z Was nie było na świecie, lub nie interesowało muzyką "na poważnie". Co tydzień będę publikował jedną, dwie lub trzy piosenki wraz z ich krótkim opisem. Zaczynamy....

[camel]

Na początek posłuchajcie i obejrzyjcie wykonanie piosenki "Papierowy Księżyc" z Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki Opole 1985. Kilka miesięcy po tym festiwalu, w nieodległym mieście przyszedłem na świat, tak więc sentyment do tego rocznika jest u mnie zrozumiały ;) Nostalgiczna piosenka o nieszczęśliwym love story, została potem przypomniana przez zespół Muchy, który nagrał z Frąckowiak wspólną wersję tego utworu (moim zdaniem nie do końca udaną, wolałem akustyczną wersję z Trójki)


niedziela, 13 kwietnia 2014

Podsumowanie Płytowe 2013 Roku: Miejsca 8-1

Dzisiaj kończymy Podsumowania Kulturalne 2013 roku moją listą ośmiu ulubionych płyt ubiegłego roku. Krockus idze na krótką przerwę i powróci na początku maja :)


[camel]

8. Arctic Monkeys – AM
Ocena: 8/10


Dotychczas raczej ignorowane przeze mnie Arktyczne Małpy wydały chyba najlepszy album w swojej dotychczasowej karierze. Wypełniony na początku przebojowymi i dynamicznymi piosenkami takimi jak świetne singlowe Do I wanna know? (moja ulubiona piosenka ubiegłego roku) i R U Mine?, całkiem udane (również promujące album) One for the road i Arabella, mniej więcej w połowie zwalnia serwując słuchaczom wolniejsze utwory No.1 party anthem oraz Mad sounds, po to by znów trochę przyspieszyć tempo kawałkami Fireside, Why`d you only call me when you`re high, Snap out of it oraz Knee Socks i zakończyć całość najlepszą balladą na "AM" zatytułowaną I wanna be yours. Żałuję, że nie byłem na koncercie tego zespołu na ubiegłorocznym Openerze, ale wytłumaczenie mam tylko jedno – opisywany album wtedy jeszcze czekał na swoją premierę.

7. Domowe Melodie – Domowe Melodie
Ocena: 8/10


Domowe Melodie, choć znane były już od jakiegoś czasu pewnej grupie osób, prawdziwą popularność zdobyły dopiero mniej więcej w połowie roku ubiegłego gdy ich piosenka Grażka szturmem zajęła pierwsze miejsce Trójkowej Listy Przebojów. Swoją debiutancką płytę wydali i sprzedawali podobno już w 2012 roku lecz wiele osób, które teraz sprawiają, że koncerty Domowych Melodii są chyba zawsze wyprzedane do ostatniego miejsca usłyszały ją dopiero w roku ubiegłym. A album to doprawdy niezwykle udany, bo choć są na nim piosenki, które możemy określić mianem przebojowych (wspomniana już Grażka, Zbyszek czy Chłopak), ale o jej sile świadczą moim zdaniem przecudnej urody kruche ballady taki jak Miłosna, Łono, Okruszek czy Tato oraz piosenki bardziej odstające od reszty materiału takie jak bogato zaaranżowane Tu i teraz czy składające się wyłącznie z partii wokalnych Tak dali. Skromne instrumentarium tria sprawia, że moją uwagę prawie w całości zajmowała wokalistka Justyna Chowaniec obdarzona pięknym głosem oraz wiedzą jak z niego zrobić dobry pożytek. Z niecierpliwością czekam na jakiś koncert w okolicy, by sprawdzić jak utwory z tego albumu sprawdzają się na żywo.

6. Ewa Farna – (W)inna?
Ocena: 8/10


O płycie Ewy pisałem już kilka miesięcy temu, więc zainteresowanych odsyłam do przeczytania tamtej RECENZJI

5. Mikromusic – Piękny koniec
Ocena: 8.5/10


Wielki sukces utworu Takiego chłopaka sprawiło, że wiele osób po raz pierwszy usłyszało o tym zespole i pewnie z ciekawości sięgnęło po album "Piękny koniec", jeden z najbardziej udanych albumów tego wrocławskiego zespołu. Ja śledzę karierę tej grupy już od dłuższego czasu i mimo, że ten album nie jest moim najbardziej ulubionym (tutaj od lat króluje drugie dzieło Mikrusów noszące tytuł "Sennik" z 2008 roku) to doceniam melodyjność zawartych na nim piosenek oraz kunszt wykonawczy instrumentalistów i rewelacyjną wokalistkę Natalię Grosiak. Znamienny jest tytuł albumu – piosenki na nim zawarte często opowiadają o rzeczach trudnych i mrocznych (otwierające całość Za mało, Biedronki w słoikach, Śmierć pięknych saren, Pożar), ale na szczęście znalazło się na nim miejsce na kompozycje pogodniejsze (Jestem Super, Sopot, wspomniane Takiego chłopaka czy przywołujące – pewnie za sprawą teledysku – letnie słońce Zostań tak). Znajdziemy też tutaj utwór poświęcony Wrocławiu (Pod włos), piękną ośmiominutową psychodelię (Halo) oraz próbkę jazzu w wykonaniu zespołu (kończący całość Adam). Nieustannie zapraszam na wybranie się na któryś z koncertów zespołu, których ostatnio jest na szczęście coraz więcej, bo dopiero tam można w pełni odczuć magię jaka płynie z tej muzyki.

4. Edyta Bartosiewicz – Renovatio
Ocena: 8.5/10


O albumie, którym Artystka powracała na rynek muzyczny po piętnastoletniej przerwie pisałem na Krockusie pół roku temu, więc tym, którzy jeszcze nie zapoznali się z jego recenzją odsyłam pod ten LINK

3. Marcelina – Wschody / Zachody
Ocena: 8.5/10


Marcelina to moje odkrycie ostatnich miesięcy. Choć ma już na swoim koncie, wydany trzy lata temu bardzo udany album debiutancki, wiele osób usłyszało o tej utalentowanej młodej wokalistce dopiero za sprawą duetu Karmelove, który zaśpiewała razem z Piotrem Roguckim. Piosenka ta jest całkiem przyjemną balladą do którego tekst napisała jak prawie do wszystkich (oprócz Łap mnie, którego autorem jest Budyń z zespołu Pogodno) sama Marcelina. "Wschody / Zachody" to płyta wyróżniająca się, na tle innych rodzimych popowych wydawnictw, świetną produkcją za którą odpowiadają panowie odpowiedzialni za sukcesy płyt Ani Dąbrowskiej oraz płyty "Mój Big Bit" Ani Rusowicz oraz bardzo udanymi, melodyjnymi, często przebojowymi piosenkami (wspomniany Karmelove, utwór tytułowy, pogodne Bez ramki, Nie maluje się, bardzo udane Nigdy w zawsze). Znalazło się też tu miejsce na mniej typowe utwory takie jak otwierająca całość Modlitwa o pszczoły, zabarwione elektroniką Syberserce czy kończący album charakteryzujący się rewelacyjnym, freakowym finałem utwórZnikam. Polecam zapoznać się ze "Wschodami / Zachodami", bo Marcelina wyrasta na najpoważniejszego gracza w polskim popie ostatnich lat obok Moniki Brodki i Izy Lach.

2. Anita Lipnicka – Vena Amoris
Ocena: 8.5/10


Pierwszy od 2000 roku polski album Anity Lipnickiej zaskoczył chyba wszystkich. Piosenkarka kojarzona niegdyś z wielkimi przebojami, które nagrywała z bijącym w latach 90-tych rekordy popularności zespołem Varius Manx (Zanim Zrozumiesz, Piosenka Księżycowa, Zabij mnie, Pocałuj noc) oraz już solo (I wszystko się może zdarzyć, Piękna i rycerz, Historia jednej miłości, Jestem powietrzem) nagrała wyciszony, folkujący album, który raczej nie powtórzy tamtych sukcesów. Na "Vena Amoris" oczywiście w przeważającej ilości znajdują się urzekające ballady takie jak zapowiadające całość Hen, hen, utwór tytułowy, przepiękny Sen Laury, Trzecia Zima czy wieńcząca całość Kometa, ale znalazło się też miejsce na utwory trochę dynamiczniejsze w postaci Monochromu i Wodowania. Cały album jest mam nadzieję zapowiedzią nowej drogi artystycznej Anity, którą będą głównie wyznaczać piękne piosenki ze świetnymi tekstami, a nie tylko nośne, ogólnopolskie przeboje.

1. Krzysztof Zalewski – Zelig
Ocena: 9/10


Rewelacyjny fonograficzny powrót 29-letniego wokalisty, zwycięzcy talent-showu „Idol” sprzed dekady. Po latach obecności na drugim planie muzycznego show-biznesu (w czasie którego grywał w Muchach i Heyu, zespole Brodki i grupie Japoto) Zalewski wydaje drugi autorski album, który zaskakuje muzyczną odwagą i dojrzałością zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej. Począwszy od przebojowych kompozycji Jaśniej, Gatunek i Zboża poprzez dynamiczne Folyn, Rzek czy Ry55, tajemniczo-mroczne Spaść, Ósemko i Zimowy aż do miniatury Her majesty kończącej "Zelig" to album frapujący, sprawiający, że słucha się go z przyjemnością i zachwytem nad artystyczną drogą, którą wybrał ten niespełna trzydziestoletni wokalista. Mam nadzieję, iż ta płyta sprawi, że Krzysztof Zalewski na dobre zajmie się swoją solową karierą i jeszcze nie raz uraczy nas równie udanym materiałem.

piątek, 11 kwietnia 2014

Podsumowanie Płytowe 2013 roku: Miejsca 13-9

Kontynuujemy prezentację moich ulubionych albumów roku poprzedniego, wkrótce część ostatnia i najważniejsza.


[camel]

13. Miley Cyrus – Bangerz
Ocena:8/10

Kto by pomyślał, że dziewczyna kojarzona kiedyś z młodzieżowym disnejowskim serialem przejdzie taką metamorfozę i zmieni się w postać, która zaczyna rozdawać karty w mejnstrimowym popie? Takie sytuacje zdarzały się już przecież w przeszłości (przypadki Britney, Xtiny czy Justina T.), ale od dłuższego czasu nie było dla mnie tak wyrazistej postaci w masowej muzie, która poza skandalami jakie wywołuje miałaby także po prostu dobre piosenki. O Wrecking Ball pisałem już wcześniej, a to tylko jedna z ciekawych piosenek zawartych na "Bangerz" – wyróżniają się jeszcze zaczynająca album urokliwa ballada Adore you (wsparta kontrowersyjnym, a jakże, teledyskiem), przebojowe We Can`t stop i #GETITRIGHT, dynamiczne SMS (Bangerz) i 4x4 czy rewelacyjne, rytmiczne FU. Bardzo dobry i zostający w pamięci album. Oby następne wydawnictwa panny Cyrus okazały się równie udane.

12. Ania Rusowicz – Genesis
Ocena: 8/10

Po płycie poświęconej bigbitowi, który królował w naszym kraju w latach 60. ubiegłego wieku tym razem Ania zabiera nas poza granice Polski do dekady lat 70., gdzie królowały przesterowane gitary i psychodelia. Nazwy zespołów i wykonawców do których porównuje się muzykę zawartą na "Genesis" padające w recenzjach tego albumu mówią same za siebie: Black Sabbath, Pink Floyd czy czerpiący garściami z muzyki sprzed czterdziestu lat Jack White. Produkcja młodszego z braci Waglewskich (Emade) sprawiła, że to wydawnictwo brzmi o wiele ostrzej i wyraźniej niż poprzednia płyta Rusowicz, w której akcent został położony przede wszystkim na melodie. Zdarzają się oczywiście na tym albumie po prostu ładne piosenki takie jak singlowe To co było czy Nie uciekaj, ale dla mnie prym na "Genesis" wiodą właśnie te bardziej brudne i nieoczywiste kompozycje – począwszy od Tanga śmierci, w którym głos wokalistki bywa wyraźnie przesterowany, poprzez Polne kwiaty napędzane świetnymi gitarami, psychodelizujące Ptaki, Tam gdzie pada deszcz i Mantra, transowe Anioły i Powroty do siebie, soczyście rockowe To nie ja na charakteryzującym się rewelacyjnym, jazgotliwym finałem Rzeką Pamięci kończąc. Boli tylko jedno – bardzo słaba promocja płyty, która sprawiła, że mało kto dowiedział się o tym frapującym materiale córki Ady Rusowicz.

11. Robbie Williams – Swings Both Ways
Ocena: 8/10

Udana próba powtórzenia sukcesu pierwszej swingującej płyty Robbiego z 2001 roku. Tym razem mamy do czynienia nie tylko z coverami jak na "Swing When You`Re Winning" (jedyną oryginalną kompozycją napisaną na tamten album było I will talk and Hollywood will listen), ale także z kilkoma autorskimi piosenkami (z których największe wrażenie zrobiło na mnie singlowe Go gentle) i jedną swingową reinterpretację hitu Williamsa sprzed lat (mowa o Love Supreme tutaj noszącą tytuł Swing Supreme). "Swings Both Ways" duetami stoi: Lily Allen, Rufus Wainwright, Michael Buble, Kelly Clarkson, Olly Murs to Artyści, którzy wspomogli swoimi głosami głównego bohatera albumu. Co ważne – wszyscy spisali się z powierzonych zadań bardzo dobrze (szczególnie Lily, Rufus i Michael). Gdybym jednak miał wybrać moją ulubioną piosenkę na tej płycie bez wątpienia wskazałbym na otwierające całość Shine my shoes – energia, bogata aranżacja i forma wokalna Robbiego sprawiają, że ten utwór chyba nigdy mi się nie znudzi.

10. Ewelina Lisowska – AERO-PLAN
Ocena: 8/10


Zdobywczyni wysokiego miejsca w którejś z edycji TVNowskiego 'X Factora' nagrała bardzo przyzwoity, momentami hardrockowy album. Począwszy od wściekle ostrego Grama Nadziei, poprzez równie dynamiczne utwory Cała płonę, Ostatni raz, Zakazani, rockową wersję W stronę słońca, Zmierzch i pierwszą część utworu tytułowego to materiał skrzący się rockową energią i ekspresją wokalną Lisowskiej. Świetnie na ich tle wypada tajemniczo-mroczny Dalej stąd w którym możemy poznać pełnie możliwości głosu Eweliny. Nie przeszkadzają utwory o trochę lżejszym charakterze takie jak Jutra nie będzie, druga część AERO-PLANU czy najbardziej znana piosenka Artystki czyli Nieodporny rozum. Całości słucha się doskonale i pozostaje mieć nadzieję, że na następnych albumach Eweliny usłyszymy piosenki o podobnej, rokendrolowej energii.

9. Dr Misio – Młodzi
Ocena: 8/10


Arkadiusz Jakubik, świetny aktor, kojarzony ostatnio z kreacjami w filmach Wojtka Smarzowskiego założył zespół z którym gra jak sam mówi 'rokendrola bez przebaczenia'. Teksty dla Dr Misio napisali tak uznani literaci jak Marcin Świetlicki i Krzysztof Varga. Jakubik stanął za mikrofonem i wyśpiewuje piosenki swoim charakterystycznym, nieco chrypliwym głosem. Niektóre z nich już stały się przebojami w alternatywnym światku (Mentolowe papierosy, Młodzi i wsparte genialnym teledyskiem w reżyserii Krzysztofa Skoniecznego Dziewczyny), inne porażają hardrockową energią (Śmierć w Tesco, Życie, Pies, Mr Hui, Mail od umarłego), jeszcze inne prezentują łagodniejsze oblicze formacji (Krew na księżycu, Pudelek, Plan motywacyjny) czy są wyjątkowo mocne pod względem tekstowym (Historia morderstwa, kończące całość M jak Morderstwo). Wszystkiego się słucha świetnie, szczególnie mając w pamięci energię wokalisty i reszty zespołu, którą uwalniają na koncertach. Z niecierpliwością czekam na ich drugi album!

Ex aquo

9. Black Sabbath – 13
Ocena: 8/10


Studyjny powrót gigantów heavy metalu w niemal oryginalnym składzie po ponad trzech dekadach! Rewelacyjna produkcja, nieokiełznana energia, świetna forma wokalna Ozzy`ego Osbourna. Udany, dziewięciominutowy God is dead?, który promował w mediach to dopiero przedsmak tego co czeka nas na całym albumie. Począwszy od powoli 'rozkręcającego się' End of beggining, poprzez krwiście metalowe Loner, Age of reason i Live Forever, balladowe Zeitgeist, fenomenalne Demaged Soul, ozdobione partiami harmonijki ustnej, aż po udane, kończące całość, Dear Father z dźwiękami burzy i dzwona z wieży kościelnej, które usłyszymy w ostatnich sekundach trwania "13" Sabbaci tym wydawnictwem udowadniają, że są w rewelacyjnej formie. Kto wie, może to zmotywuje panów z Led Zeppelin do pracy nad kolejnym, pierwszym od trzydziestu lat, studyjnym albumem? Choć to chyba tylko moje marzenia…

sobota, 5 kwietnia 2014

Podsumowanie Płytowe 2013 roku: Miejsca 20-14

Zaczynamy TOP20 moich ulubionych płyt roku ubiegłego. Dzisiaj poznacie miejsca od dwudziestego do czternastego.


[camel]


20. Novika – Heart Times
Ocena: 7/10

Po świetnym, dość energetycznym "Lovefinderze" Kasia ‘Novika’ Nowicka wydała album o wiele spokojniejszy, momentami wręcz refleksyjny. Nie znajdziemy tu następcy utworu tytułowego z poprzedniego krążka Artystki, dominują raczej stonowane elektropopowe kompozycje z których największe wrażenia zrobiły na mnie singlowe Who wouldn`t, trochę żywsze Mommy`s song, Partner in crime oraz jedyna polska piosenka w zestawie zatytułowana Scenariusz. "Heart Times" to jednak zestaw piosenek, który moim zdaniem o wiele lepiej sprawdza się w koncertowych warunkach, o czym już zresztą pisałem w Live 2013.


19. Franz Ferdinand – Right Thoughts, Right Words, Right Action
Ocena: 7/10

Lata mijają a szkocki Franz Ferdinand wciąż gra tak samo. Co w ich przypadku nie jest żadnym zarzutem – mają swoją wierną publiczność, która kocha ich optymistyczne piosenki i nadal są koncertowym pewniakiem. Zawsze ich lubiłem za skromność oraz dar do pisania (zazwyczaj) prostych i bezpretensjonalnych piosenek. Takie też znajdują się na ich czwartym pełnowymiarowym wydawnictwie – począwszy od świetnego utworu tytułowego, poprzez singlowe Evil Eye, Love Ilumination i Bullets aż do pięknego finału w postaci Goodbye Lovers & Friends. Franzi znowu nagrali dobry album, choć szkoda, że tym razem zabrakło miejsca na takie zaskoczenie jak genialne Lucid Dreams, które umieścili na swoim poprzednim krążku "Tonight: Franz Ferdinand".


18. Tomasz Makowiecki – Moizm
Ocena: 7/10

Tomek Makowiecki, a w zasadzie jak głosi napis na albumie Tomasz Makowiecki, dawny laureat talent showu „Idol” po latach pisania raczej zwyczajnych, radio-friendly popowych piosenek w końcu znalazł na siebie pomysł. Po świetnym projekcie, którzy współtworzył z dwójką muzyków Myslovitz (mowa o No!No!No!) nagrał album na wskroś swój, w którym dał wyraz fascynacji elektronicznymi brzmieniami. Począwszy od rewelacyjnego, transowego i długiego Dziecka Księżyca, które wydaje się być jakby żywcem wyjęty z plejlisty któregoś z wydań „Studia El Muzyki” Jerzego Kordowicza, poprzez przebojowe Holidays In Rome, aż do bardzo udanego finału w postaci dwóch części Ostatniego brzegu (szczególnie radzę zwrócić uwagę na jego drugą cześć nagraną z udziałem Władysława Komendarka i Józefa Skrzeka) otrzymujemy bardzo spójny zestaw piosenek podlanych sporą dawką – mniej lub bardziej wyraźnej – elektroniki. Słucha się tego z przyjemnością, szczególnie po zachodzie słońca, gdy każdy dźwięk sączący się z "Moizmu" możemy wyraźnie usłyszeć i niemalże kontemplować. Panie Makowiecki, czekam na kolejny album.


17. Natalia ‘Natu’ Przybysz – Kozmic Blues (Tribute To Janis Joplin)
Ocena: 7/10

Starsza z sióstr Przybysz (które tworzyły kiedyś Sistars) wydała album poświęcony pamięci, zmarłej przeszło cztery dekady temu Janis Joplin i składający się niemal wyłącznie z jej piosenek (poza jedyną niebędącą autorstwa J.J. piosenką Niebieski, która była jednym z singli promujących to wydawnictwo). Czas poszedł do przodu, produkcja muzyczna zmieniła się bardzo – co wyraźnie słychać na albumie. Natalia, dysponująca bardzo mocnym i wyrazistym wokalem, podołała temu karkołomnemu zadaniu, które przed sobą postawiła – piosenki zawarte na albumie często dorównują oryginalnym wersjom, zarówno pod względem wokalnym jak i muzycznym. Rewelacyjne wykonania Move Over, Tell Mama, Ball And Chain czy Me and Bobby McGee oraz pasująca do estetyki flower-power wspomniana polska piosenka sprawiają, że "Kozmic Blues" jest płytą do której często będę wracał.


16. Myslovitz – 1.577
Ocena: 7.5/10

O pierwszym albumie Myslovitz nagranym bez wokalnego udziału Artura Rojka pisałem już jakiś czas temu, więc zainteresowanych moim zdaniem o "1.577" odsyłam do tamtej recenzji.


15. Placebo – Loud Like Love
Ocena: 7.5/10

Ostatni album panów Placebo to prawdopodobnie ich najlepsza pozycja w dyskografii od czasów wydanego dekadę temu "Sleeping with ghosts". Dużo tu melancholijnych kompozycji (Hold On To Me, Exit Wounds, finałowe Bosco, rewelacyjne A Milion Little Pieces), ale na szczęście nie zabrakło miejsca na te z rockowym nerwem (utwór tytułowy, Rob The Bank, Scene Of The Crime czy najostrzejsze na płycie Purify). Wszystkiego się słucha bardzo dobrze, na szczęście mało tu momentów słabszych, które przecież zdarzały się na poprzednich krążkach tria (mowa o "Meds" i "Battle For The Sun"). Placebo wróciło do swojej dobrej formy sprzed lat i chciałbym, żeby tak zostało jak najdłużej.


14. Daft Punk – Random Access Memories
Ocena: 7.5/10

Tym albumem francuski duet skrzętnie ukrywający swe wizerunki przed fanami wrócił do popularności i przebojowości, która miała miejsce gdy wydawali krążki "Homework" i "Discovery" (któż nie pamięta hitów Around the World czy One more time?). Get Lucky, pierwszy singiel z "Random Access Memories" był jednym z największych przebojów minionego lata, a kolejne (Loose yourself to dance, Instant crush czy ostatnio Give life back to music) tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że Daft Punk nagrało naprawdę przyzwoity album. A przecież single to nie wszystko skoro na tym wydawnictwie znajdują się jeszcze tak udane piosenki jak Fragments of time, Doin' it Right,Motherboard czy rewelacyjne Giorgio by Moroder. Jedna z imprezowych płyt roku!

poniedziałek, 31 marca 2014

Podsumowanie Płytowe 2013 roku: Lista Rezerwowa

Zaczynamy podsumowanie płytowe 2013 roku. Na początek kilka słów o płytach, które "nie załapały" się do podstawowej listy TOP20.


[camel]


Rozczarowania:

Celine Dion wydała płytę. Nawet nie liczę która to już. Album "Loved Me Back To Life" to dość przeciętna pozycja w jej dyskografii zawierająca wiele coverów, re-interpretacji i piosenek, które wlatują jednym uchem, a wypadają drugim. To nie moja 'bajka muzyczna', ale fanom Artystki może się spodobać.
Britney Spears po świetnym "Femme Fatale" sprzed kilku lat wydała album przeciętny, z może 3-4 dobrymi utworami wśród których najlepsze są singlowe "Work Bitch" i "Perfume". Czekam na powrót Księżniczki Popu do dawnej formy i może jakiś koncert w Polsce? (bo poprzedni, z braku zainteresowania, odwołano)

Odczucia ambiwalentne:
Debiut Dawida Podsiadły to dzieło wobec którego nie potrafię zająć jednoznacznego stanowiska. Niby podziwiam go za skromność, talent muzyczny i sukces jaki odniósł album "Comfort And Happiness" (potrójna platyna), ale nie rozumiem czemu prawie cała płyta jest nagrana w języku angielskim, podczas gdy jej promocja odbywała się za pomocą (przyznaję świetnych) polskich singli i chyba jednak wolę żwawsze i bardziej rockowe dźwięki. Co nie zmienia faktu, że Dawid ma potencjał i jego następną płytę z przyjemnością posłucham.
"Matka, Syn, Bóg, Ojciec" Waglewskiego Fisza i Emade został przez wielu uznanych jako album roku, dekady czy coś. Osobiście nie podzielam tego zdania, wolałem trochę bardziej freakowy (Majty! Badminton!) debiut klanu Waglewskich niż rozważania na tematy egzystencjalne. Do strony wykonawczej nie mam żadnych zastrzeżeń - nazwisko "Waglewski" to uznana marka.
"Prosto" Kultu. Kazik po osiągnięciu pięćdziesiątego roku życia popadł w jakiś dziwny stan poziomu swojej liryki - z jednej strony narzeka i wścieka się na Polskę (Prosto, Zabiłem ministra finansów, Bomba na parlament, Dlaczego tak tu jest, Układ zamknięty), a z drugiej niemal rozczula się nad życiem miłosno-osobistym (Jak dobrze być dziadkiem, Dzisiaj mojej córki wesele, Opowiadam się za miłością). Instrumentalnie "Prosto" to dobra płyta, kilka przebojów koncertowych też się znajdzie.

Zadowolenia:

Biff "Attenzione Bambino" - fajny album, jak zwykle Ania Brachaczek w dobrej formie, choć jednak wolałem debiut.
Editors "The Weigh Of Your Love" - dobrze, że zrezygnowali z nadmiaru elektroniki i napisali kilka dobrych piosenek (Sugar, Honesty, The Weigh i jeszcze parę)
Deep Purple "Now What?!" - dobry, rockowy album. Kilka piosenek przywojułe ducha starego, dobrego DP (na przykład takie Above And Beyond, Out Of Hand czy Vincent Price)
David Bowie "The Next Day" - wielki powrót muzycznego kameleona rocka. Kilka świetnych singli (utwór tytułowy, I`d rather be high, Stars (Are out tonight)) i rewelacyjny remix piosenki Love is lost na dodatkowym dysku.
Strachy Na Lachy "!To!" - Grabaż jest w formie i jak zwykle celnie komentuje naszą rzeczywistość (Bloody Poland, Bankrutowi...bankrut, Gorsi), choć czasami na szczęście robi to również z przymrużeniem oka (I can`t get no gratisfaction, Mokotów) czy śpiewa ładne piosenki o miłości (kończące album Żeby z Tobą być).
Kari "Wounds And Bruises" - marzycielska, elficka płyta młodej Polski mieszkającej na stałe w brytyjskim Leeds. Kilka naprawdę pięknych utworów (I am your echo, Hurry up, Surrender, monumentalny finałowy Eliah) choć wolę z tej płyty słuchać pojedyncze piosenki niż w całości. Co innego forma koncertowa Kari i jej zespołu - bogatsze i bardziej konkretne brzmienie i Kari roztaczająca czar na swoją publikę. Warto przekonać się osobiście, polecam.

poniedziałek, 17 marca 2014

Live 2013

Podsumowanie koncertowe w tym roku będzie mniej szczegółowe - już połowa marca, a ciągle jeszcze nie zakończyliśmy na Krockusie Podsumowania Kulturalnego za rok ubiegły (TOP 20 albumów za niedługo).


[camel]


Koncertowo rok zacząłem koncertem Noviki w katowickim Jazz Clubie "Hipnoza". Nie znając ostatniego albumu Artystki (który miał wtedy wyjść 'na dniach'), a będąc pod dużym wrażeniem bardzo udanego "Lovefindera" sprzed kilku lat spodziewałem się dobrego koncertu. Zaczęli od Miss Mood - jednego z moich ulubionych utworów Kasi Nowickiej z jej drugiej płyty i od razu pozytywne odczucie - rewelacyjne nagłośnienie i selektywne brzmienie. To lubię. Dalej usłyszeliśmy prawie cały premierowy "Heart Times" z którego wyróżniały się singlowe Who wouldn`t, Scenariusz i Mommy song. Ze starszych utworów zabrzmiały, poza wspomnianym Miss Mood, jeszcze między innymi Around the bar (w świetnej przearanżowanej wersji) i zagrany chyba na sam koniec Lovefinder. Po kilkukrotnym przesłuchaniu "Heart Times" wydaje mi się, że ten materiał wypada o wiele lepiej na koncertach, więc polecam się wybrać jeśli będziecie mieli okazję.

O wrocławskiej 3-Majówce pisałem już tutaj, a o pierwszym dniu gdyńskiego Open`era tutaj, więc zainteresowanych tam odsyłam.


Czerwcowy koncert Abradaba w Katowicach. Żywy band, momentami rockowa energia, świetny flow Abradaba i Joki (który w dwóch kawałkach towarzyszył bratu). Szyderap (Rapowe Ziarno 2), Normalnie o tej porze (utwór K44), To miasto jest nasze, Mamy królów na banknotach i jeszcze kilka innych piosenek - śląski hiphop zawsze w cenie!

Lipcowe SBB, których widziałem po raz pierwszy na żywo zagrali znakomity, energetyczny koncert bodajże w ramach Dni Województwa Śląskiego. Znakomita forma muzyków i rewelacyjna wersja Rainbow Man. A wkrótce ma nastąpić reaktywacja w klasycznym składzie (Skrzek-Antymos-Piotrowski), więc będzie się działo...

Wrześniowe Urodziny Katowic i trzy koncerty - subtelna Ania z udanym koncertem (przekrój przez wszystkie jej cztery dotychczas wydane albumy, usłyszeliśmy między innymi Tego chciałam, Trudno mi się przyznać, W spodniach czy w sukience?, Bang Bang i Bawię się świetnie (dwukrotnie nawet)); Czarno-Czarni, którzy zaczęli instrumentalnym motywem z Jamesa Bonda po czym przenieśliśmy się w czasie do swingowych lat 60-tych (tak, zagrali swój największy hit Nogi na bis) oraz na finał świetny, momentami bardzo energetyczny i punkowy koncert Big Cyca - mieszanka hitów z Makumbą, Każdy Facet To Świnia, Berlinem Zachodnim i Balladą o Smutnym Skinie na bis.

Październikowa Rava Blues Festival w katowickim Spodku. W sumie sześć godzin muzyki - przyjemne koncerty Ruthie Foster i Heritage Blues Orchestra, bardzo dobry Keb`Mo`Band i rewelacyjny, rockowy Otis Taylor Band na koniec.


Listopadowe Placebo na warszawskim Torwarze. Jako support krótki i ciekawy koncert łódzkiego tria Psychocukier - warto się przyjrzeć temu, istniejącemu już od ładnych kilku lat bandowi. Placebo wyszli na scenę w miarę punktualnie. Zaczęli z 'wykopem' - B3 z wydanej nie tak dawno epki. Następnie skupili się na promocji "Loud Like Love" (świetne wersje Milion little pieces czy Scenes of a crime) oraz przypominaniu wcześniejszych dokonań (The bitter end, Song to say goodbye, Every you, every me, porywające wykonanie Twenty years). Pominęli swoje opus magnum Without you I`m nothing, a szkoda, bo utwór tytułowy, Ask for answers, Scared for girls czy Pure morning bym bardzo chętnie usłyszał..

Również listopadowy koncert Grzegorza Turnaua i Zakopowera zatytułowany "Na południe" w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca. Na początek piosenka Turnaua wykonana w duecie Sebastianem Karpielem-Bułecką, następnie set Zakopowera (było oczywiście entuzjastycznie przyjęte Boso), po czym nastąpił fragment wieczoru wypełniony przez Turnaua z zespołem, który zaprezentował przekrój piosenek ze swojej ponad dwudziestoletniej kariery. Na koniec piosenka, która stała się przyczynkiem do wspólnego grania koncertów czyli napisana przez Jana Kantego Pawluśkiewicza i Leszka A. Moczulskiego piosenka Na plażach Zanzibaru. Reasumując - bardzo ciekawy mariaż muzyk obu 'podmiotów wykonawczych' i wysokiej klasy profesjonalizm.

I na koniec grudniowy koncert Filharmonii Śląskiej z udziałem Anny Jurksztowicz i Krzesimira Dębskiego. Okoliczności (dzień wcześniej zmarł Wojciech Kilar) trochę wymusiły na wykonawcach zmianę repertuaru koncertu, szczególnie w pierwszej części. Jednakowoż był to bardzo przyjemny wieczór - usłyszeliśmy ciekawe orkiestrowe aranżacje piosenek Ani, głównie nagranych z myślą o filmach i serialach.

poniedziałek, 10 marca 2014

Roczne Podsumowanie Filmowe. Styczeń-Grudzień 2013, część trzecia.

Dzisiaj o trzech najważniejszych dla mnie filmach 2013 roku, a jeszcze w tym tygodniu podsumowanie koncertowe.


[camel]

3. Spring Breakers (8/10, maj)


Jedyny zagraniczny film, który widziałem w zeszłym roku w kinie. Zachęcony dobrymi recenzjami postanowiłem na własne oczy i uszy przekonać się czy ten film jest faktycznie tak dobry jak o nim mówią. I faktycznie tak było. Oto cztery studentki z Florydy postanawiają wyjechać na przerwę wiosenną (tytułowy „Spring Break”, u nas ten zwyczaj jest raczej niepraktykowany, nie wliczając majówki). By zdobyć kasę na ów wypad - podczas którego młodym ludziom puszczają wszelkie hamulce, imprezują na całego przy współudziale dużej ilości wszelakich używek zapominając na te siedem dni o obowiązujących normach i etyce – postanawiają napaść na okoliczny bar. Wreszcie docierają na miejsce i rozpoczynają życie w myśl zasady „part hard”. Niestety, jedna z takich imprez (Libacji? Kopulacjo-Popijawo-Tytonio-Narkotykowni?) kończy się interwencją policji. Dziewczyny (ubrane w jakże rozbudzające męską wyobraźnię bikini) trafiają do aresztu, z którego szybko wychodzą, bo pewien diler narkotykowy i handlarz bronią posługujący się ksywą Alien (genialny James Franco) wpłacił za nie kaucje. Ale nie ma nic za darmo…
Rewelacyjnie zmontowany, bijący po oczach feerią barw (niektórzy o takim zjawisku mawiają „oczojebne” kolory) jest przede wszystkim gorzką opowieścią o upadku obyczajów i o tym do czego może doprowadzić niestosowanie się do elementarnych zasad obowiązujących w każdym społeczeństwie (nawet takim kolorowym, różnorodnym i „multi-kulti” jak amerykańskie). Kpina z amerykańskiej popkultury (śpiewanie piosenki panny Spears „(Hit me baby) One more time” przez dziewczyny czy „Everytime” grane przy akompaniamencie fortepianu przez Aliena) została świetnie zrealizowana. Panny znane między innymi z produkcji Disneya (Venessa Hudgens, Selena Gomez) w końcu mogły zerwać ze swoim emploi (trochę casus Miley Cyrus i płyty „Bangerz”). To film, który powinien zobaczyć każdy kto nie boi się dosłownego przedstawienia niektórych zjawisk z gatunku tych kryminalnych i seksualnych. Wielkie brawa dla reżysera Harmony Korine, bo stworzył film, który jeszcze (tak mi się przynajmniej wydaje) będzie jeszcze przez wiele lat przyczynkiem do dyskusji na temat „tej dzisiejszej młodzieży” i zagadnień z cyklu „dokąd zmierza ten świat”.

2. Ida (8.5/10, październik)


Lata 60-te ubiegłego wieku. Anna, młoda dziewczyna - sierota, która całe życie spędziła będąc na wychowaniu sióstr zakonnych - przed ukończeniem nowicjatu dostaje polecenia od przełożonej, by skontaktowała się ze swoją jedyną żyjącą krewną Wandą, siostrą zmarłej matki Anny. Ciotka wyznaje swojej siostrzenicy, że ta jest Żydówką. Kobiety wyruszają w podróż na poszukiwanie prawdy o swojej, boleśnie doświadczonej przez historię, przeszłości. Czarno-biały film z rewelacyjnymi rolami Agaty Kuleszy w roli Wandy oraz debiutującej na dużym ekranie Agaty Trzebuchowskiej (objawienie!) oraz postaciami drugoplanowymi Dawida Ogrodnika (pamiętanego z „Jestem Bogiem”), Joanny Kulig („Sponsoring”, „Środa, Czwartek Rano”, „Maraton Tańca”), Jerzego Treli, Mariusza Jakusa (kojarzonego głównie z kryminalnym serialem „Fala Zbrodni”) czy Haliny Skoczyńskiej (kojarzonej ostatnio z familijnym serialem „Rodzinka.pl”) ujmuje intymnym, kameralnym klimatem, pięknymi zdjęciami i niespiesznym tempem. Porusza, ciągle żywy w dyskursie publicznym, temat trudnych relacji polsko-żydowskich, ale daje widzowi możliwość własnej oceny, niczego nie narzuca. I właśnie dlatego uważam go za jeden z najwybitniejszych polskich filmów ostatnich lat. Liczne nagrody dla filmu dowodzą, że nie jestem w swojej opinii odosobniony…

1. Pokłosie (9/10, luty)


Naprawdę ciężko mi pisać o tym filmie. Po pierwsze ze względu na tematykę – kwestia polsko-żydowska (poruszana także w wyżej opisanej „Idzie” Pawła Pawlikowskiego) to temat bardzo drażliwy i trudny do pokazania w sposób bezemocjonalny. Po drugie postać Józefa Kaliny grana przez Maćka Stuhra wykazuje się w tym filmie niespotykanym często humanitaryzmem i jakimś, również nieczęstym, współodczuwaniem dla doli nieswojej narodowości (żeby nie było, w żadnym wypadku nie jestem antysemitą, a wręcz doceniam takie usilne dążenie do poznania prawdy historycznej mimo niesprzyjających okoliczności i nastawienia okolicznych mieszkańców). Po trzecie Władysław Pasikowski, który bardzo długo starał się o to, by zrealizować ten film, przedstawia niektóre sceny tak, że aż nie chce się na nie patrzeć – naprawdę ludzi, którzy w lwiej większości uważają siebie za katolików i dla których bliźni powinien być wartością nadrzędną mogą być aż tak zezwierzęceni? (przepraszam, ale nie znajduję innego słowa dla takich ksenofobicznych zachowań). Niektórzy już medialnie (głównie internetowo oczywiście, bo tam są „anonimowi” albo przynajmniej tak się wielu z nich wydaje) zlinczowali i Pasikowskiego, i Stuhra („Polakożercy”, „Żydy” i inne równie wymyślne epitety). Jedno o tym filmie mogę napisać – to pozycja obowiązkowa. Kipiąca od emocji (głównie negatywnych), boleśnie prawdziwa i świetnie zagrana. Bardzo dobrze, że w naszym kraju powstają tak niejednoznaczne i budzące emocje filmy. I już więcej o tym filmie nie napiszę, bo nic innego sensownego o „Pokłosiu” powiedzieć już nie potrafię.

Jednak PS : W kwestii technicznej – film trafił do kin w listopadzie 2012, ale udało mi się go zobaczyć w kinie dopiero w lutym roku ubiegłego, dlatego piszę o nim dopiero teraz.

czwartek, 6 marca 2014

Roczne Podsumowanie Filmowe. Styczeń-Grudzień 2013, część druga.

Dzisiaj druga część rocznego podsumowania filmowego, jeszcze w tym tygodniu część ostatnia, a w niej trzy moje ulubione filmy, które widziałem w roku ubiegłym.


[camel]

7. AmbaSSada (7.5/10, listopad)
Nowa komedia mistrza polskiej komedii Juliusza Machulskiego (twórcy "Seksmisji", "Kingsajzu", obu części "Vabanków" i "Kilerów" czy "Vinciego") przedstawia nam ciekawą wersję alternatywnej historii Polski. Mamy rok 2012 – młode małżeństwo energiczna aktorka Mela (w tej roli urocza Magdalena Grąziowska, to jedna z jej pierwszych ról na dużym ekranie) i zadufany w sobie pisarz Przemek (Bartosz Porczyk) przyjeżdżają do warszawskiego mieszkania swojego bogatego wujka (Jan Englert). Mela zapoznaje się z dziejami budynku, którym przyszło im się opiekować i odkrywa, że w czasie wojny mieściła się tu niemiecka ambasada, a winda w budynku pozwala na podróż w czasie do sierpnia 1939, na kilka dni przed wybuchem II Wojny Światowej. Film to w mojej opinii zabawny, odmienna wersja historii naszego kraju interesująca, debiutujący aktorsko Nergal (czyli Adam Darski z metalowego zespołu Behemoth) w roli ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima Von Ribbentropa oraz Robert Więckiewicz, który wcielił się tutaj w rolę Adolfa Hitlera wypadli przekonująco. Radzę zwrócić uwagę na Magdalenę Grąziowską – jej postać, z której wprost bije pozytywna energia jest siłą napędową tego filmu i powoduje wiele zabawnych sytuacji.

6. Układ Zamknięty (8/10, kwiecień)
Thriller Ryszarda Bugajskiego przedstawia jak niebezpieczne może być zderzenie prężnie działającej firmy ze skorumpowanym urzędniczym światem. Oto trzej biznesmeni (w rolach Marka, Grzegorza i Piotra wcielają się odpowiednio Przemysław Sadowski, Jarosław Kopaczewski i Robert Olech) zakładają spółkę Navar, która odnosi spory sukces i ma szansę stać się potentatem rynkowym w naszej części Europy). Ich sukces jest solą w oku dwóch urzędników państwowych: prokuratora Andrzeja Kostrzewy (świetny jak zawsze Janusz Gajos) oraz naczelnika Urzędu Skarbowego Mirosławowa Kamińskiego (Kazimierz Kaczor). Postanawiają więc ich zniszczyć – stawiają twórcom firmy zarzut brania brudnych pieniędzy i działalność w zorganizowanej grupie przestępczej. Oparta na faktach historia w wielu momentach mrozi krew w żyłach i każe zastanowić się oglądającym nad współczesną Polską, w której słowo "korupcja” nadal istnieje w praktykach zarówno biznesowych jak i urzędniczo-administracyjno-biurokratycznych.

5. Piąta Pora Roku (8/10, styczeń)


Film Jerzego Domaradzkiego, reklamowy jako „Nie pierwsza miłość” to pogodna historia o dwojgu ludzi w jesieni życia. Oto Barbarze (w tej roli Ewa Wiśniewska) umiera mąż, znany malarz, z którym spędziła wiele pięknych lat. Ostatnim życzeniem męża było to, że chciał by jego prochy zostały rozsypane nad polskim morzem, w miejscu gdzie spotkali się z żoną po raz pierwszy. Kobieta prosi o pomoc w wypełnieniu tej woli Witka (granego przez Mariana Dziędziela), owdowiałego kierowcy, który spędził „za kółkiem” całe życie, lecz nigdy nie wyjechał poza rodzinny Górny Śląsk. Barbara i Witek wyruszają zatem w obfitującą w wiele przygód podróż samochodem przez cały nasz kraj, podczas której początkowa niechęć Barbary do swojego szofera przeradza się w przyjaźń, która rodzi się mimo sporych różnic dzielących te dwie postaci. Dobrze, że w Polsce powstają takie filmy – ciepłe, wzruszające, z interesującą fabułą i świetnym aktorstwem (poza dwójką głównych bohaterów na ekranie ujrzymy jeszcze między innymi Andrzeja Grabowskiego, Ewę Leśniak, Leszka Lichotę i Natale Rybicką).

4. Drogówka (8/10, marzec)


W swym przedostatnim filmie Wojtek Smarzowski wraca do współczesności. Tematyka jego filmów pozostaje jednak ta sama – ciemna strona Polski czyli korupcja, alkoholizm, hipokryzja i tym podobne. Tym razem widzowie przyglądają się życiu służbowemu i prywatnemu policjantów pracujących przy szosie czyli przedstawicielom tytułowej „Drogówki”. Siedmioro policjantów, w których role wcielają się znani z poprzednich filmów reżysera – Bartłomiej Topa, Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak, Marcin Dorociński, Eryk Lubos, Robert Wabich, debiutująca u Smarzowskiego Julia Kijowska (która odegra niebanalną rolę w najnowszym jego filmie „Pod Mocnym Aniołem") oraz ich przełożony grany przez Mariana Dziędziela. Do tego Agata Kulesza, Iza Kuna (żony funkcjonariuszy), Maciej Stuhr (wcielający się w postać przedstawiciela policji wewnętrznej), Adam Woronowicz, Lech Dyblik, Andrzej Grabowski (kierowcy zatrzymywanych aut) oraz jeszcze kilkunastu innych uznanych aktorów i aktorek. Na ekranie obserwujemy rozmowy „władzy” z łamiącymi przepisy kierowcami, ich życie rodzinne i uczuciowe, wspólne imprezy, więzi koleżeńskie oraz pasję do szybkich samochodów. Punkt zwrotny fabuły następuje w momencie gdy jeden z policjantów ginie, a o jego zabójstwo zostaje niesłusznie oskarżony jego kolega ze służby - sierżant Ryszard Król (w tej roli Topa). Próbując oczyścić się z zarzutów policjant odkrywa przestępcze powiązania mające miejsce na najwyższych szczeblach władzy. Film, mający w dużej mierze oryginalną formę polegającą na „kręceniu” niektórych scen telefonami komórkowymi i pokazywaniu obrazów z kamer przemysłowych trzyma w napięciu do samego końca, co u Smarzowskiego powoli staje się normą. Pokazuje świat, który mimo, że wolelibyśmy go nie oglądać, istnieje tuż obok nas, na wyciągnięcie ręki. I warto sobie z tego czasami zdać sprawę, nawet gdy lubimy filmy o mniejszym ciężarze gatunkowym.

niedziela, 2 marca 2014

Roczne Podsumowanie Filmowe. Styczeń-Grudzień 2013, część pierwsza

Kontynuujemy (z pewnym opóźnieniem) podsumowania kulturalne 2013 roku na Krockusie. Tym razem zajmiemy się filmem. Dzisiaj pierwsza część filmów, które widziałem w kinie w roku ubiegłym, za kilka dni część następna. Mam nadzieję, że do końca tego miesiąca uda mi się zakończyć podsumowania roku 2013, w następnych partiach opiszę koncerty oraz dwadzieścia moich ulubionych płyt (przesłuchania w końcu zmierzają ku końcowi:))


[camel]

11. Oszukane (6/10, maj)
Firmowana przez telewizję TVN historia dwóch sióstr, które na skutek pomyłki szpitalnej zostają przydzielone do różnych rodzin. Po latach siostry odnajdują się i próbują odkryć tajemnice błędu sprzed lat. Inspirowana prawdziwymi zdarzeniami, które zostały nagłośnione swego czasu to historia dająca sporo do myślenia, choć film to niewybitny. Jeśli ktoś widział inne produkcje firmowane logiem tej stacji to wie czego się spodziewać – dużego natężenia emocji, przesadnego dramatyzmu i product placementu. Na uwagę zasługuje rola Katarzyny Herman i Ewy Skibińskiej. Dobre aktorstwo obroni się nawet w takiej produkcji.

10. Last Minute (6.5/10, marzec)
Wakacyjny film Patryka Vegi. Tomek (w tej roli Wojciech Mecwaldowski) wygrywa darmową wycieczkę do Egiptu dla swojej rodziny: matki Krystyny (Aldona Jankowska), córki Dominiki (Klaudia Halejcio) i syna Bartka (Olaf Marchwicki). Od początku wszystko idzie źle: giną im bagaże na lotnisku, w hotelu przydzialają im zły pokój, a kuchnia nie chce wydawać jedzenia. Jakby tego było mało okazuje się, że organizator wycieczki plajtuje, kasy coraz mniej. Skoro tak się sprawy mają rodzina postanawia zarobić na bilet powrotny do domu imając się różnych zajęć. Na plus energiczna Aldona Jankowska (to chyba jej kinowy debiut), pomysłowy Wojciech Mecwaldowski, plenery Egiptu i pomysł scenarzysty, by bohaterowie spędzili Świąt Bożego Narodzenia w tak niecodziennym dla naszej kultury miejscu.

9. Swing (7.5, luty)
Abelard Giza, lider trójmiejskiego kabaretu Limo, o którym głośno było swego czasu za „żart o Papieżu” wyemitowanego przez Telewizję Publiczną w programie „Tylko dla dorosłych", postanowił wyreżyserować swój fabularny debiut. Jako, że pewnie sporym problem było jego finansowanie postanowił do niego wziąć swoich znajomych z kabaretu – Ewę Błachnio, Szymona Jachimka (z Limo właśnie) oraz stand-upera Kacpra Rucińskiego. Choć nie tylko ich, bo w filmie pojawiają się także piękne panie: Julia Kamińska i Emilia Komarnicka. Fabuła jest ciekawa. Oto Marek (Rucińskiego), chce urozmaicić swoje życie intymne i namawia swoją żonę (Błachnio) i przyjaciela (Jachimek) do tytułowego „swingu”. Oczywiście oni podchodzą do tej idei niechętnie. Zabawna komedia, która udowadnia, że także bez dużych budżetów, ale za to z ciekawym pomysłem można zrobić ciekawy film. A na jego bazie stworzyć sztukę teatralną, wystawianą przez katowicki Teatr Korez, którą wkrótce mam nadzieję uda mi się zobaczyć.

8. Bilet Na Księżyc (7.5/10, listopad)
Nowy film Jacka Bromskiego przenosi nas w czasy głębokiego PRLu, a dokładniej roku 1969. Oto Adam (w tej roli debiutujący Filip Pławiak), mieszkający z rodziną w bieszczadzkiej wsi dostaje wezwanie do wojska w Świnoujściu. Odległość do pokonania spora (jakieś 1000 km), więc jego brat Antoni postanawia towarzyszyć Adamowi w podróży nad morze. Podczas kilkudniowej podróży bracia przeżywają wiele przygód odwiedzając po drodze znajomych Antka w mijanych po drodze miastach i miasteczkach. Wszystko zmienia się, gdy przyszły szeregowy poznaje w klubie nocnym piękną kobietę Halinę (o pseudonimie estradowym „Roksana”, w tej roli Anna Przybylska). Ciekawy film, ukazujący dość wiernie realia życia w komunizmie i ozdobiony rewelacyjna muzyką z tamtych lat (Breakout, Halina Frąckowiak , ABC, Alibabki, Skaldowie, cover „House of the rising sun” Animalsów i sporo innych).

niedziela, 19 stycznia 2014

25 piosenek 2013 roku, suplement: hity na karnawał


Rok 2013 obfitował w kilka udanych hitów o komercyjno-użytkowym charakterze - w moim podstawowym TOP 25 ich nie chciałem umieszczać, gdyż to trochę inny rodzaj piosenek - o stricte zabawowym charakterze. Wyjątek zrobiłem dla Get Lucky, który według mnie miał w sobie jakieś wartości artystyczne, a nie tylko taneczno-imprezowe. Poniżej pięć przebojów z 2013 z wielomilionowymi (rekordzistka tej listy ma ich blisko pół miliarda) wyświetleniami na youtubie do których pewnie wielu z was będzie się bawić w trwającym karnawale.

[camel]

5. Britney Spears - Work Bitch

Britney zawiodła na swoim nowy albumie ("Femme Fatale" o wiele, wiele lepsze) jednak zapowiadający całość album singiel był całkiem okey. Taneczny bit, ciekawy teledysk - szkoda, że to jeden z nielicznych udanych kawałków na "Britney Jean".

4. Weekend - Ona tańczy dla mnie

Jedyny przedstawiciel typowego disco-polo na tej liście. Nie oszukujmy się jednak - słyszał go każdy i wielu miłośników ambitniejszej muzyki bawi się dobrze do tego hitu - o czym może świadczyć liczba wyświetleń na YT zbliżająca się do 80 milionów. Tym, którzy jednak wolą posłuchać czegoś mniej ludycznego polecam świetną jazzową interpretację CeZika, który po raz kolejny udowadnia, że w dziedzinie kreatywnych przeróbek nie ma sobie równych.

3. Miley Cyrus - Wrecking Ball


Miley idzie drogą Justina, Britney i Christiny - od dzieciaczków z Klubów Myszki Mickey i wytwórni Disneya do kipiących seksem i wyzwolonych gwiazd dla nieco starszej publiki. Ubiegły rok niewątpliwie należał do Miley - nie tylko z powodu twerków na pewnej gali czy nawet kontrowersyjnego teledysku do Wrecking Ball do którego wokalistka nie zdążyła się ubrać. Całe "Bangerz" to dość ciekawy album, jeden z lepszych stricte popowych i komercyjnych wydawnictw z 2013 roku. Zapowiadającą całość balladę również należy zaliczyć do plusów ostatniej płyty panny Cyrus.

2. Donatan & Cleo - My Słowianie


Ten hit ma moim zdaniem rację bytu głównie z teledyskiem - wiadomo, że seks sprzedaje się najlepiej, o czym Pan Producent zdaje sobie sprawę. W tym przypadku, podobnie jak W nie lubimy robić oglądamy wiejsko-sielskie krajobrazy i lokacje. Znowu jest ubijanie masła, znowu są seksowne modelki, które umieją "ruszać tym, co mama w genach dała". Znowu są dziesiątki milionów wyświetleń. I chyba o to chodziło?

1. Piersi - Bałkanica


Po odejściu Pawła Kukiza z zespołu pozostali członkowie grupy stanęli przed trudnym zadaniem. Postanowili kontynuować działalność z jego następcą, mającym bułgarskie korzenie Adamem Asanovem. Piersi 2.0 postawili na zabawę i stworzyli Bałkanicę - megaimprezowy hit, który jest grany chyba na wszystkich domówkach, dyskotekach i w remizach na terenie całego kraju. Nie ma wątpliwości, że Bałkanica była jedną z najciekawszych imprezowych piosenek minionego roku - za swój hit roku uznały go Radio Zet i stacja telewizyjna 4 Fun TV.


czwartek, 9 stycznia 2014

25 piosenek 2013 roku, część druga


Dzisiaj druga część moich ulubionych piosenek minionego roku. Wkrótce poznacie filmy kinowe, które widziałem w 2013.

[camel]

12. Kult – Prosto
Kazik znów bawi się w publicystykę i tym razem kąsa wyjątkowo mocno. Dostaje się całej scenie politycznej, nie brak w tych słowach wulgaryzmów i niekłamanej wściekłości na obecną "klasę" polityczną. A, że towarzyszy temu wyjątkowo udana, mocna rockowa muzyka to tym lepiej się tego słucha. Aha, wersja singlowa (nawet mimo "piknięć" zastępujących ostrzejsze wyrazy) o wiele lepsza od tej zawartej na albumie.

11. Marek Jackowski & Anna Maria Jopek – Deszcz
Uroczy duet Marka i Ani w piosence do tekstu Konstanta Ildefonsa Gałczyńskiego to propozycja wyjątkowo udana. Delikatna melancholia i świetnie współgrające ze sobą głosy Artystów – dla mnie pełnia szczęścia.

10. Anita Lipnicka – Hen, hen
Swoją pierwszą od wielu lat polskojęzyczną płytą Anita zaskoczyła chyba wszystkich. Po pierwsze: w końcu po polsku, po drugie: muzyka zawarta na "Vena Amoris" jest folkująca, wyciszona, taka, że mało kto tak w tym kraju gra – a już na pewno nie w tzw. mejnstrimie. Zapowiadający "Żyłę Miłości" utwór to właśnie taka niezwykle urokliwa, folkująca piosenka, która nas przenosi do Krainy Wiecznych Lodów. Anita Lipnicka dawno nie brzmiała tak dobrze i już długo nie słuchałem jej z taką przyjemnością. Jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń roku!

9. Mikromusic – Takiego chłopaka
Pierwszy tak wielki przebój tego wrocławskiego zespołu, świetny koncert na zeszłorocznym Open`erze, w końcu jakaś rozpoznawalność. O całej płycie będzie jeszcze w podsumowaniu płytowym, a o piosence mogę napisać, że to udana oda do losu o zesłanie podmiotowi lirycznemu wymarzonego chłopaka. Jedna z bardziej przebojowych piosenek na ostatnim albumie, choć to taka "przebojowość" w trochę innym wydaniu.

8. Dr Misio – Dziewczyny
Opener pierwszej płyty bandy Arka Jakubika na początku uważałem za dobry, ale nie porywający. Aż do czasu teledysku, który jak to młodzież mawia "pozamiatał". Rewelacyjne, trzymające w napięciu i przeznaczone dla odważnych odbiorców małe dzieło sztuki z udziałem znanych „dziewczyn” (aktorek) zmienia trochę odbiór dzieła i zostaje na długo w pamięci. Sama piosenka dobrze wprowadza w atmosferę albumu, jednego z najlepszych w zeszłym roku. I tutaj znowu mamy do czynienia z kolejnym pozytywnym zaskoczeniem. Brawa dla Arka, bandy z zespołu oraz Panów Autorów Tekstów: Vargi i Świetlickiego.

7. Robbie Williams & Lily Allen – Dream a little dream
Robbie w wielkim stylu wraca do swingowania (poprzednia płyta w tym stylu to “Swing When You`re Winning" z 2001 roku). Na pierwszej płycie mieliśmy mega duet z Nicole Kidman, teraz tych duetów mamy aż pięć między innymi z Michalem Bublem, Rufusem Wainwrightem i Lily Allen (która po kilku latach w tym roku w końcu wróciła do śpiewania). Wyjątkowo udany to duet – dwoje skandalistów w pięknym standardzie sprzed lat. I nic tu nie zgrzyta, wszystko do siebie pasuje, głosy fajnie współbrzmią. A to nie jedyna tak udana kompozycja na „Swings Both Ways” Robbiego. Mam nadzieję, że to jego "Back For Good".

6. Daft Punk feat. Pharell Williams – Get lucky
Największy, obok "Blurred Lines" Roberta Thicke z gośćmi, ogólnoświatowy komercyjny hit 2013 roku. Optymistyczna, „letnia” piosenka z miejsca stała się wielkim przebojem, docierając na szczyty chyba wszystkich liczących się list przebojów po obu stronach Atlantyku. Trudno się temu dziwić bo to rzecz „skrojona” pod masowe gusta, a jednocześnie tak świetnie zrobiona, że mogą go słuchać bez obciachu wszyscy – pewnie nawet zatwardziali metalowcy. Wszak muzyka nie zna podziałów.

5. Ewa Farna – Ulubiona rzecz


O ostatnim albumie Ewy (i tutaj pierwsze miejsce w kategorii: "Pozytywne Zaskoczenie Roku") pisałem już sporo, toteż zajmijmy się teraz tylko tym singlem. To energetyczny kawałek, z ciekawym tekstem, niby wpasowywujący się idealnie w plejlistę Eski czy innego eremefu, jednakże będący czymś więcej – jakimś komercyjnym przebojem, którego nie trzeba wstydzić się słuchać. Niby stargetowany na gimbazę, ale i biznesmen czy "dorosły, dojrzały człowiek" może ją docenić i zatupać do niej nogą. Głos Ewy, niegłupi tekst, przebojowość , energia. I Szafa gra.

4. Dawid Podsiadło – Nieznajomy


Wielki sukces Dawida w 2013 nie wziął się znikąd. Po pierwsze: udział w programie talent- show, co dało mu niezłą rozpoznawalność. Po drugie: dobry głos, którym wie jak się posługiwać. Po trzecie: dobre grono muzyków i współpracowników. Po czwarte: talent do pisania ciekawych piosenek. Wreszcie po piąte: skromność Podsiadły i "robienie swojego", a nie rozdrabnianie się na "bywaniu" na różnych głupkowatych "eventach" i spędach. O ile Trójkąty i kwadraty były udaną piosenką i jednym z letnich przebojów (który jednakowoż radia trochę zdążyły nam obrzydzić), to w wypadku Nieznajomego mamy do czynienia z Dziełem i Sztuką przez duże "S". Poważny i ważny tekst, idealnie współgrająca z nim muzyka, pasujący teledysk i interpretacja Dawida sprawia, że ten utwór jeszcze długo pozostanie w naszej pamięci.

3. Black Sabbath – God is dead?


Powrót Sabbatów w prawie oryginalnym składzie to prawdopodobnie najważniejsze wydarzenie muzyczne minionego roku. Klasycy hardrocka są w wyśmienitej formie i udowadniają, że płyty nazywające się "13" to wybitne albumy. O samym albumie napiszę więcej w dogodnym momencie, ale sam singiel promujący całość wart jest także omówienia. Właśnie, "singiel" – możemy tak mówić o utworze, który w oryginale ma blisko dziewięć minut? (na potrzeby mediów skrócono go do sześciu). Tekst z gatunku „do refleksji”, mroczna, powolna, wręcz "ociężała" muzyka, Ozzy w formie. Czy nie na to czekali fani Black Sabbath? Pewnie tak, bo ja mimo, iż wolę Led Zeppelin to w pełni doceniam kunszt tej kompozycji.

2. Riverside – The depth of self-delusion


Najlepsza piosenka na ostatniej płycie Riverside. Mimo, że całość albumu nie jest tak rewelacyjna jak "Anno Domini High Definition" to drugi singiel z tej płyty udał się zespołowi wyśmienicie. Piękna ballada z udanym tekstem świetnie zaśpiewana przez Mariusza Dudę i zagrana przez zespół. Tylko zamknąć oczy i przenieść się do lepszych krain. Muzyka najwyższej próby. Szkoda, że utwór nie doczekał się teledysku, bardzo byłbym go ciekaw.

1.Arctic Monkeys – Do I wanna know?


Długo nie interesowałem się karierą tego zespołu. Debiut sprzed kilku lat mnie nie porwał, więc następne płyty raczej ignorowałem. Było tak do czasu ukazania się Do I wanna know?, który szybko mnie zainteresował i zaintrygował. Świetna piosenka, z rewelacyjna linią basu, która „ciągnie” cały utwór. Gitarowy riff również niecodziennej jakości, zwrotki udane, a refren jeszcze bardziej. Na szczęście to niejeden dobry moment na „AM”, bo jest ich tam jeszcze kilka. O płycie jeszcze będzie, póki co mamy super singiel. Mój singiel roku 2013.

niedziela, 5 stycznia 2014

25 Piosenek 2013 roku, część pierwsza


Pierwszą częścią moich ulubionych 25 utworów ubiegłego roku zaczynamy na Krockusie sezon podsumowań, który potrwa aż do końca lutego (szczegółowa rozpiska na FB). Miłej lektury
.

[camel]


25. Deep Purple - All the time in the world
Najbardziej przebojowa na "Now What?!"– miło się słucha, do radia się nadaje i pokazuje, że Klasycy Rocka potrafią jeszcze napisać zgrabną czterominutową piosenkę, nawet jeśli na albumie zdecydowania większość indeksów ma bardziej progresywny charakter.

24. Waglewski Fisz Emade – Ojciec
Udany singiel z wcale tak nie genialnego drugiego albumu klanu Waglewskich. Ciekawy, niepokojący tekst, jedna z najlepszych piosenek na płycie i świetne pokazanie możliwości muzycznych Fisza, Emade i Waglewskiego seniora.

23. David Bowie – The next day
Opener ostatniej płyty Dawida, na który kazał czekać fanom równą dekadę. Energetyczny kawałek z kontrowersyjnym teledyskiem potwierdza, że był to udany powrót, nawet jeśli album w całości nie robi takiego wrażenia jak ten utwór.

22. Tomasz Makowiecki – Holidays in Rome
Najbardziej taneczna piosenka z ostatniej, elektro-płyty Makowieckiego, która była dla mnie jedną z największych (pozytywnych) zaskoczeń roku. Po rewelacyjnej kolaboracji z dwoma panami z Myslovitz (Powaga, Myszor) w No!No!No! Tomek pokazuję, że znalazł na siebie pomysł i o wiele bliżej mu do alternatywy niż do prostych pop-rockowych piosenek z początku kariery.

21. Ania Rusowicz – Ptaki
Propozycja z drugiego, podobno bardziej psychodelicznego albumu Ani. To już nie przebojowe, bigbitowe granie, a brzmienia wymagające od słuchacza więcej uwagi i skupienia. Ale nadal warte uwagi.

20. Editors – Sugar
Po rozczarowującej, syntetycznej płycie nr 3, Editors wracają do rockowej rzeczywistości i robią to w sposób udany. Mimo, że wyżej cenię dwa pierwsze albumy Brytyjczyków, nową pozycję w ich dyskografii oceniam dobrze, a otwierający ją Sugar ze świetnym, orientalizującym motywem jest jedną z najciekawszych piosenek na „The Weight Of Your Love”.

19. Możdżer Daniellson Fresco – Polska
Trudno pisać o utworze instrumentalnym, tym bardziej, skoro się wie, że Możdżer to klasa sama w sobie. To samo się tyczy towarzyszącym mu muzykom. Sam utwór ciekawy, wciągający i po prostu udany.

18. Placebo – Loud like love
Znów pierwszy indeks na płycie i znowu warta uwagi piosenka. Tytułowy utwór siódmej płyty popularnych Placków ma momentami wręcz hymniczny charakter i jest dobrą zapowiedzią całkiem udanej reszty. A listopadowy koncert na Torwarze potwierdził, że mimo, iż lata świetności mają za sobą, to jednak ciągle liczą się na rockowej scenie.

17. Franz Ferdinand – Love illumination
Typowy utwór "Franzów", a takie kawałki lubię najbardziej – przebojowe, porywające do tańca, niegłupie. Nikt od nich nie oczekuje rewolucji, a oni, mimo upływu lat dostarczają fanom to, co lubią bardziej – rozrywkę na wysokim poziomie.

16. Krzysztof Zalewski – Jaśniej
Kiedyś wszyscy klaskali u Rubika, teraz klaszczą dla Zalewskiego. A robią to najlepsi: Dudziak, Nosowska, Kayah, Brodka, Wiraszko, Kulesza, Budyń i jeszcze kilka innych uznanych nazwisk. A sam utwór ciekawy – energetyczna, nerwowa kompozycja pokazuje, że Krzysiek uwolnił się od etykietki „Zwycięzca Idola” i odnalazł na polskiej scenie muzycznej.

15. Edyta Bartosiewicz – Rozbitkowie
Powracający po latach milczenia singiel Edyty to przede wszystkim kompozycja bardzo w jej stylu. Metaforyczny tekst, nienachlana przebojowość, charakterystyczny głos – wszystko to sprawia, że tego utworu po prostu dobrze się słucha. Całej płyty także.

14. Stereophonics – Graffiti on the train
Patetyczna, mroczna kompozycja, przypominająca trochę utwory takich tuzów jak Pink Floyd (ta solówka na końcu!). Dobrze się słucha i fajnie, że takie kompozycje jeszcze czasami pojawiają się w radiu i mają swoich fanów, o czym może świadczyć kariera piosenki na Trójkowej Liście Przebojów.

13. Świetliki - O
Osiem lat Marcin Świetlicki z kolegami kazał czekać na swój nowy album. „Las Putas Melancolicas” nagraną z Bogusławem Lindą poprzeczkę zawiesił wysoko, ale tym singlem udowadnia, że może do niej doskoczyć (całego, trzypłytowego wydawnictwa jeszcze nie zdążyłem przesłuchać). Piękny, romantycznie rozmarzony tekst, idealnie zgrana z wynurzeniami Świetlickiego muzyka (piękne smyki) sprawia, że mamy piosenkę, która – podobnie jak Filandia zostanie z nami na długo.