GRA MUZYKA

poniedziałek, 10 marca 2014

Roczne Podsumowanie Filmowe. Styczeń-Grudzień 2013, część trzecia.

Dzisiaj o trzech najważniejszych dla mnie filmach 2013 roku, a jeszcze w tym tygodniu podsumowanie koncertowe.


[camel]

3. Spring Breakers (8/10, maj)


Jedyny zagraniczny film, który widziałem w zeszłym roku w kinie. Zachęcony dobrymi recenzjami postanowiłem na własne oczy i uszy przekonać się czy ten film jest faktycznie tak dobry jak o nim mówią. I faktycznie tak było. Oto cztery studentki z Florydy postanawiają wyjechać na przerwę wiosenną (tytułowy „Spring Break”, u nas ten zwyczaj jest raczej niepraktykowany, nie wliczając majówki). By zdobyć kasę na ów wypad - podczas którego młodym ludziom puszczają wszelkie hamulce, imprezują na całego przy współudziale dużej ilości wszelakich używek zapominając na te siedem dni o obowiązujących normach i etyce – postanawiają napaść na okoliczny bar. Wreszcie docierają na miejsce i rozpoczynają życie w myśl zasady „part hard”. Niestety, jedna z takich imprez (Libacji? Kopulacjo-Popijawo-Tytonio-Narkotykowni?) kończy się interwencją policji. Dziewczyny (ubrane w jakże rozbudzające męską wyobraźnię bikini) trafiają do aresztu, z którego szybko wychodzą, bo pewien diler narkotykowy i handlarz bronią posługujący się ksywą Alien (genialny James Franco) wpłacił za nie kaucje. Ale nie ma nic za darmo…
Rewelacyjnie zmontowany, bijący po oczach feerią barw (niektórzy o takim zjawisku mawiają „oczojebne” kolory) jest przede wszystkim gorzką opowieścią o upadku obyczajów i o tym do czego może doprowadzić niestosowanie się do elementarnych zasad obowiązujących w każdym społeczeństwie (nawet takim kolorowym, różnorodnym i „multi-kulti” jak amerykańskie). Kpina z amerykańskiej popkultury (śpiewanie piosenki panny Spears „(Hit me baby) One more time” przez dziewczyny czy „Everytime” grane przy akompaniamencie fortepianu przez Aliena) została świetnie zrealizowana. Panny znane między innymi z produkcji Disneya (Venessa Hudgens, Selena Gomez) w końcu mogły zerwać ze swoim emploi (trochę casus Miley Cyrus i płyty „Bangerz”). To film, który powinien zobaczyć każdy kto nie boi się dosłownego przedstawienia niektórych zjawisk z gatunku tych kryminalnych i seksualnych. Wielkie brawa dla reżysera Harmony Korine, bo stworzył film, który jeszcze (tak mi się przynajmniej wydaje) będzie jeszcze przez wiele lat przyczynkiem do dyskusji na temat „tej dzisiejszej młodzieży” i zagadnień z cyklu „dokąd zmierza ten świat”.

2. Ida (8.5/10, październik)


Lata 60-te ubiegłego wieku. Anna, młoda dziewczyna - sierota, która całe życie spędziła będąc na wychowaniu sióstr zakonnych - przed ukończeniem nowicjatu dostaje polecenia od przełożonej, by skontaktowała się ze swoją jedyną żyjącą krewną Wandą, siostrą zmarłej matki Anny. Ciotka wyznaje swojej siostrzenicy, że ta jest Żydówką. Kobiety wyruszają w podróż na poszukiwanie prawdy o swojej, boleśnie doświadczonej przez historię, przeszłości. Czarno-biały film z rewelacyjnymi rolami Agaty Kuleszy w roli Wandy oraz debiutującej na dużym ekranie Agaty Trzebuchowskiej (objawienie!) oraz postaciami drugoplanowymi Dawida Ogrodnika (pamiętanego z „Jestem Bogiem”), Joanny Kulig („Sponsoring”, „Środa, Czwartek Rano”, „Maraton Tańca”), Jerzego Treli, Mariusza Jakusa (kojarzonego głównie z kryminalnym serialem „Fala Zbrodni”) czy Haliny Skoczyńskiej (kojarzonej ostatnio z familijnym serialem „Rodzinka.pl”) ujmuje intymnym, kameralnym klimatem, pięknymi zdjęciami i niespiesznym tempem. Porusza, ciągle żywy w dyskursie publicznym, temat trudnych relacji polsko-żydowskich, ale daje widzowi możliwość własnej oceny, niczego nie narzuca. I właśnie dlatego uważam go za jeden z najwybitniejszych polskich filmów ostatnich lat. Liczne nagrody dla filmu dowodzą, że nie jestem w swojej opinii odosobniony…

1. Pokłosie (9/10, luty)


Naprawdę ciężko mi pisać o tym filmie. Po pierwsze ze względu na tematykę – kwestia polsko-żydowska (poruszana także w wyżej opisanej „Idzie” Pawła Pawlikowskiego) to temat bardzo drażliwy i trudny do pokazania w sposób bezemocjonalny. Po drugie postać Józefa Kaliny grana przez Maćka Stuhra wykazuje się w tym filmie niespotykanym często humanitaryzmem i jakimś, również nieczęstym, współodczuwaniem dla doli nieswojej narodowości (żeby nie było, w żadnym wypadku nie jestem antysemitą, a wręcz doceniam takie usilne dążenie do poznania prawdy historycznej mimo niesprzyjających okoliczności i nastawienia okolicznych mieszkańców). Po trzecie Władysław Pasikowski, który bardzo długo starał się o to, by zrealizować ten film, przedstawia niektóre sceny tak, że aż nie chce się na nie patrzeć – naprawdę ludzi, którzy w lwiej większości uważają siebie za katolików i dla których bliźni powinien być wartością nadrzędną mogą być aż tak zezwierzęceni? (przepraszam, ale nie znajduję innego słowa dla takich ksenofobicznych zachowań). Niektórzy już medialnie (głównie internetowo oczywiście, bo tam są „anonimowi” albo przynajmniej tak się wielu z nich wydaje) zlinczowali i Pasikowskiego, i Stuhra („Polakożercy”, „Żydy” i inne równie wymyślne epitety). Jedno o tym filmie mogę napisać – to pozycja obowiązkowa. Kipiąca od emocji (głównie negatywnych), boleśnie prawdziwa i świetnie zagrana. Bardzo dobrze, że w naszym kraju powstają tak niejednoznaczne i budzące emocje filmy. I już więcej o tym filmie nie napiszę, bo nic innego sensownego o „Pokłosiu” powiedzieć już nie potrafię.

Jednak PS : W kwestii technicznej – film trafił do kin w listopadzie 2012, ale udało mi się go zobaczyć w kinie dopiero w lutym roku ubiegłego, dlatego piszę o nim dopiero teraz.

Brak komentarzy: