GRA MUZYKA

poniedziałek, 31 marca 2014

Podsumowanie Płytowe 2013 roku: Lista Rezerwowa

Zaczynamy podsumowanie płytowe 2013 roku. Na początek kilka słów o płytach, które "nie załapały" się do podstawowej listy TOP20.


[camel]


Rozczarowania:

Celine Dion wydała płytę. Nawet nie liczę która to już. Album "Loved Me Back To Life" to dość przeciętna pozycja w jej dyskografii zawierająca wiele coverów, re-interpretacji i piosenek, które wlatują jednym uchem, a wypadają drugim. To nie moja 'bajka muzyczna', ale fanom Artystki może się spodobać.
Britney Spears po świetnym "Femme Fatale" sprzed kilku lat wydała album przeciętny, z może 3-4 dobrymi utworami wśród których najlepsze są singlowe "Work Bitch" i "Perfume". Czekam na powrót Księżniczki Popu do dawnej formy i może jakiś koncert w Polsce? (bo poprzedni, z braku zainteresowania, odwołano)

Odczucia ambiwalentne:
Debiut Dawida Podsiadły to dzieło wobec którego nie potrafię zająć jednoznacznego stanowiska. Niby podziwiam go za skromność, talent muzyczny i sukces jaki odniósł album "Comfort And Happiness" (potrójna platyna), ale nie rozumiem czemu prawie cała płyta jest nagrana w języku angielskim, podczas gdy jej promocja odbywała się za pomocą (przyznaję świetnych) polskich singli i chyba jednak wolę żwawsze i bardziej rockowe dźwięki. Co nie zmienia faktu, że Dawid ma potencjał i jego następną płytę z przyjemnością posłucham.
"Matka, Syn, Bóg, Ojciec" Waglewskiego Fisza i Emade został przez wielu uznanych jako album roku, dekady czy coś. Osobiście nie podzielam tego zdania, wolałem trochę bardziej freakowy (Majty! Badminton!) debiut klanu Waglewskich niż rozważania na tematy egzystencjalne. Do strony wykonawczej nie mam żadnych zastrzeżeń - nazwisko "Waglewski" to uznana marka.
"Prosto" Kultu. Kazik po osiągnięciu pięćdziesiątego roku życia popadł w jakiś dziwny stan poziomu swojej liryki - z jednej strony narzeka i wścieka się na Polskę (Prosto, Zabiłem ministra finansów, Bomba na parlament, Dlaczego tak tu jest, Układ zamknięty), a z drugiej niemal rozczula się nad życiem miłosno-osobistym (Jak dobrze być dziadkiem, Dzisiaj mojej córki wesele, Opowiadam się za miłością). Instrumentalnie "Prosto" to dobra płyta, kilka przebojów koncertowych też się znajdzie.

Zadowolenia:

Biff "Attenzione Bambino" - fajny album, jak zwykle Ania Brachaczek w dobrej formie, choć jednak wolałem debiut.
Editors "The Weigh Of Your Love" - dobrze, że zrezygnowali z nadmiaru elektroniki i napisali kilka dobrych piosenek (Sugar, Honesty, The Weigh i jeszcze parę)
Deep Purple "Now What?!" - dobry, rockowy album. Kilka piosenek przywojułe ducha starego, dobrego DP (na przykład takie Above And Beyond, Out Of Hand czy Vincent Price)
David Bowie "The Next Day" - wielki powrót muzycznego kameleona rocka. Kilka świetnych singli (utwór tytułowy, I`d rather be high, Stars (Are out tonight)) i rewelacyjny remix piosenki Love is lost na dodatkowym dysku.
Strachy Na Lachy "!To!" - Grabaż jest w formie i jak zwykle celnie komentuje naszą rzeczywistość (Bloody Poland, Bankrutowi...bankrut, Gorsi), choć czasami na szczęście robi to również z przymrużeniem oka (I can`t get no gratisfaction, Mokotów) czy śpiewa ładne piosenki o miłości (kończące album Żeby z Tobą być).
Kari "Wounds And Bruises" - marzycielska, elficka płyta młodej Polski mieszkającej na stałe w brytyjskim Leeds. Kilka naprawdę pięknych utworów (I am your echo, Hurry up, Surrender, monumentalny finałowy Eliah) choć wolę z tej płyty słuchać pojedyncze piosenki niż w całości. Co innego forma koncertowa Kari i jej zespołu - bogatsze i bardziej konkretne brzmienie i Kari roztaczająca czar na swoją publikę. Warto przekonać się osobiście, polecam.

poniedziałek, 17 marca 2014

Live 2013

Podsumowanie koncertowe w tym roku będzie mniej szczegółowe - już połowa marca, a ciągle jeszcze nie zakończyliśmy na Krockusie Podsumowania Kulturalnego za rok ubiegły (TOP 20 albumów za niedługo).


[camel]


Koncertowo rok zacząłem koncertem Noviki w katowickim Jazz Clubie "Hipnoza". Nie znając ostatniego albumu Artystki (który miał wtedy wyjść 'na dniach'), a będąc pod dużym wrażeniem bardzo udanego "Lovefindera" sprzed kilku lat spodziewałem się dobrego koncertu. Zaczęli od Miss Mood - jednego z moich ulubionych utworów Kasi Nowickiej z jej drugiej płyty i od razu pozytywne odczucie - rewelacyjne nagłośnienie i selektywne brzmienie. To lubię. Dalej usłyszeliśmy prawie cały premierowy "Heart Times" z którego wyróżniały się singlowe Who wouldn`t, Scenariusz i Mommy song. Ze starszych utworów zabrzmiały, poza wspomnianym Miss Mood, jeszcze między innymi Around the bar (w świetnej przearanżowanej wersji) i zagrany chyba na sam koniec Lovefinder. Po kilkukrotnym przesłuchaniu "Heart Times" wydaje mi się, że ten materiał wypada o wiele lepiej na koncertach, więc polecam się wybrać jeśli będziecie mieli okazję.

O wrocławskiej 3-Majówce pisałem już tutaj, a o pierwszym dniu gdyńskiego Open`era tutaj, więc zainteresowanych tam odsyłam.


Czerwcowy koncert Abradaba w Katowicach. Żywy band, momentami rockowa energia, świetny flow Abradaba i Joki (który w dwóch kawałkach towarzyszył bratu). Szyderap (Rapowe Ziarno 2), Normalnie o tej porze (utwór K44), To miasto jest nasze, Mamy królów na banknotach i jeszcze kilka innych piosenek - śląski hiphop zawsze w cenie!

Lipcowe SBB, których widziałem po raz pierwszy na żywo zagrali znakomity, energetyczny koncert bodajże w ramach Dni Województwa Śląskiego. Znakomita forma muzyków i rewelacyjna wersja Rainbow Man. A wkrótce ma nastąpić reaktywacja w klasycznym składzie (Skrzek-Antymos-Piotrowski), więc będzie się działo...

Wrześniowe Urodziny Katowic i trzy koncerty - subtelna Ania z udanym koncertem (przekrój przez wszystkie jej cztery dotychczas wydane albumy, usłyszeliśmy między innymi Tego chciałam, Trudno mi się przyznać, W spodniach czy w sukience?, Bang Bang i Bawię się świetnie (dwukrotnie nawet)); Czarno-Czarni, którzy zaczęli instrumentalnym motywem z Jamesa Bonda po czym przenieśliśmy się w czasie do swingowych lat 60-tych (tak, zagrali swój największy hit Nogi na bis) oraz na finał świetny, momentami bardzo energetyczny i punkowy koncert Big Cyca - mieszanka hitów z Makumbą, Każdy Facet To Świnia, Berlinem Zachodnim i Balladą o Smutnym Skinie na bis.

Październikowa Rava Blues Festival w katowickim Spodku. W sumie sześć godzin muzyki - przyjemne koncerty Ruthie Foster i Heritage Blues Orchestra, bardzo dobry Keb`Mo`Band i rewelacyjny, rockowy Otis Taylor Band na koniec.


Listopadowe Placebo na warszawskim Torwarze. Jako support krótki i ciekawy koncert łódzkiego tria Psychocukier - warto się przyjrzeć temu, istniejącemu już od ładnych kilku lat bandowi. Placebo wyszli na scenę w miarę punktualnie. Zaczęli z 'wykopem' - B3 z wydanej nie tak dawno epki. Następnie skupili się na promocji "Loud Like Love" (świetne wersje Milion little pieces czy Scenes of a crime) oraz przypominaniu wcześniejszych dokonań (The bitter end, Song to say goodbye, Every you, every me, porywające wykonanie Twenty years). Pominęli swoje opus magnum Without you I`m nothing, a szkoda, bo utwór tytułowy, Ask for answers, Scared for girls czy Pure morning bym bardzo chętnie usłyszał..

Również listopadowy koncert Grzegorza Turnaua i Zakopowera zatytułowany "Na południe" w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca. Na początek piosenka Turnaua wykonana w duecie Sebastianem Karpielem-Bułecką, następnie set Zakopowera (było oczywiście entuzjastycznie przyjęte Boso), po czym nastąpił fragment wieczoru wypełniony przez Turnaua z zespołem, który zaprezentował przekrój piosenek ze swojej ponad dwudziestoletniej kariery. Na koniec piosenka, która stała się przyczynkiem do wspólnego grania koncertów czyli napisana przez Jana Kantego Pawluśkiewicza i Leszka A. Moczulskiego piosenka Na plażach Zanzibaru. Reasumując - bardzo ciekawy mariaż muzyk obu 'podmiotów wykonawczych' i wysokiej klasy profesjonalizm.

I na koniec grudniowy koncert Filharmonii Śląskiej z udziałem Anny Jurksztowicz i Krzesimira Dębskiego. Okoliczności (dzień wcześniej zmarł Wojciech Kilar) trochę wymusiły na wykonawcach zmianę repertuaru koncertu, szczególnie w pierwszej części. Jednakowoż był to bardzo przyjemny wieczór - usłyszeliśmy ciekawe orkiestrowe aranżacje piosenek Ani, głównie nagranych z myślą o filmach i serialach.

poniedziałek, 10 marca 2014

Roczne Podsumowanie Filmowe. Styczeń-Grudzień 2013, część trzecia.

Dzisiaj o trzech najważniejszych dla mnie filmach 2013 roku, a jeszcze w tym tygodniu podsumowanie koncertowe.


[camel]

3. Spring Breakers (8/10, maj)


Jedyny zagraniczny film, który widziałem w zeszłym roku w kinie. Zachęcony dobrymi recenzjami postanowiłem na własne oczy i uszy przekonać się czy ten film jest faktycznie tak dobry jak o nim mówią. I faktycznie tak było. Oto cztery studentki z Florydy postanawiają wyjechać na przerwę wiosenną (tytułowy „Spring Break”, u nas ten zwyczaj jest raczej niepraktykowany, nie wliczając majówki). By zdobyć kasę na ów wypad - podczas którego młodym ludziom puszczają wszelkie hamulce, imprezują na całego przy współudziale dużej ilości wszelakich używek zapominając na te siedem dni o obowiązujących normach i etyce – postanawiają napaść na okoliczny bar. Wreszcie docierają na miejsce i rozpoczynają życie w myśl zasady „part hard”. Niestety, jedna z takich imprez (Libacji? Kopulacjo-Popijawo-Tytonio-Narkotykowni?) kończy się interwencją policji. Dziewczyny (ubrane w jakże rozbudzające męską wyobraźnię bikini) trafiają do aresztu, z którego szybko wychodzą, bo pewien diler narkotykowy i handlarz bronią posługujący się ksywą Alien (genialny James Franco) wpłacił za nie kaucje. Ale nie ma nic za darmo…
Rewelacyjnie zmontowany, bijący po oczach feerią barw (niektórzy o takim zjawisku mawiają „oczojebne” kolory) jest przede wszystkim gorzką opowieścią o upadku obyczajów i o tym do czego może doprowadzić niestosowanie się do elementarnych zasad obowiązujących w każdym społeczeństwie (nawet takim kolorowym, różnorodnym i „multi-kulti” jak amerykańskie). Kpina z amerykańskiej popkultury (śpiewanie piosenki panny Spears „(Hit me baby) One more time” przez dziewczyny czy „Everytime” grane przy akompaniamencie fortepianu przez Aliena) została świetnie zrealizowana. Panny znane między innymi z produkcji Disneya (Venessa Hudgens, Selena Gomez) w końcu mogły zerwać ze swoim emploi (trochę casus Miley Cyrus i płyty „Bangerz”). To film, który powinien zobaczyć każdy kto nie boi się dosłownego przedstawienia niektórych zjawisk z gatunku tych kryminalnych i seksualnych. Wielkie brawa dla reżysera Harmony Korine, bo stworzył film, który jeszcze (tak mi się przynajmniej wydaje) będzie jeszcze przez wiele lat przyczynkiem do dyskusji na temat „tej dzisiejszej młodzieży” i zagadnień z cyklu „dokąd zmierza ten świat”.

2. Ida (8.5/10, październik)


Lata 60-te ubiegłego wieku. Anna, młoda dziewczyna - sierota, która całe życie spędziła będąc na wychowaniu sióstr zakonnych - przed ukończeniem nowicjatu dostaje polecenia od przełożonej, by skontaktowała się ze swoją jedyną żyjącą krewną Wandą, siostrą zmarłej matki Anny. Ciotka wyznaje swojej siostrzenicy, że ta jest Żydówką. Kobiety wyruszają w podróż na poszukiwanie prawdy o swojej, boleśnie doświadczonej przez historię, przeszłości. Czarno-biały film z rewelacyjnymi rolami Agaty Kuleszy w roli Wandy oraz debiutującej na dużym ekranie Agaty Trzebuchowskiej (objawienie!) oraz postaciami drugoplanowymi Dawida Ogrodnika (pamiętanego z „Jestem Bogiem”), Joanny Kulig („Sponsoring”, „Środa, Czwartek Rano”, „Maraton Tańca”), Jerzego Treli, Mariusza Jakusa (kojarzonego głównie z kryminalnym serialem „Fala Zbrodni”) czy Haliny Skoczyńskiej (kojarzonej ostatnio z familijnym serialem „Rodzinka.pl”) ujmuje intymnym, kameralnym klimatem, pięknymi zdjęciami i niespiesznym tempem. Porusza, ciągle żywy w dyskursie publicznym, temat trudnych relacji polsko-żydowskich, ale daje widzowi możliwość własnej oceny, niczego nie narzuca. I właśnie dlatego uważam go za jeden z najwybitniejszych polskich filmów ostatnich lat. Liczne nagrody dla filmu dowodzą, że nie jestem w swojej opinii odosobniony…

1. Pokłosie (9/10, luty)


Naprawdę ciężko mi pisać o tym filmie. Po pierwsze ze względu na tematykę – kwestia polsko-żydowska (poruszana także w wyżej opisanej „Idzie” Pawła Pawlikowskiego) to temat bardzo drażliwy i trudny do pokazania w sposób bezemocjonalny. Po drugie postać Józefa Kaliny grana przez Maćka Stuhra wykazuje się w tym filmie niespotykanym często humanitaryzmem i jakimś, również nieczęstym, współodczuwaniem dla doli nieswojej narodowości (żeby nie było, w żadnym wypadku nie jestem antysemitą, a wręcz doceniam takie usilne dążenie do poznania prawdy historycznej mimo niesprzyjających okoliczności i nastawienia okolicznych mieszkańców). Po trzecie Władysław Pasikowski, który bardzo długo starał się o to, by zrealizować ten film, przedstawia niektóre sceny tak, że aż nie chce się na nie patrzeć – naprawdę ludzi, którzy w lwiej większości uważają siebie za katolików i dla których bliźni powinien być wartością nadrzędną mogą być aż tak zezwierzęceni? (przepraszam, ale nie znajduję innego słowa dla takich ksenofobicznych zachowań). Niektórzy już medialnie (głównie internetowo oczywiście, bo tam są „anonimowi” albo przynajmniej tak się wielu z nich wydaje) zlinczowali i Pasikowskiego, i Stuhra („Polakożercy”, „Żydy” i inne równie wymyślne epitety). Jedno o tym filmie mogę napisać – to pozycja obowiązkowa. Kipiąca od emocji (głównie negatywnych), boleśnie prawdziwa i świetnie zagrana. Bardzo dobrze, że w naszym kraju powstają tak niejednoznaczne i budzące emocje filmy. I już więcej o tym filmie nie napiszę, bo nic innego sensownego o „Pokłosiu” powiedzieć już nie potrafię.

Jednak PS : W kwestii technicznej – film trafił do kin w listopadzie 2012, ale udało mi się go zobaczyć w kinie dopiero w lutym roku ubiegłego, dlatego piszę o nim dopiero teraz.

czwartek, 6 marca 2014

Roczne Podsumowanie Filmowe. Styczeń-Grudzień 2013, część druga.

Dzisiaj druga część rocznego podsumowania filmowego, jeszcze w tym tygodniu część ostatnia, a w niej trzy moje ulubione filmy, które widziałem w roku ubiegłym.


[camel]

7. AmbaSSada (7.5/10, listopad)
Nowa komedia mistrza polskiej komedii Juliusza Machulskiego (twórcy "Seksmisji", "Kingsajzu", obu części "Vabanków" i "Kilerów" czy "Vinciego") przedstawia nam ciekawą wersję alternatywnej historii Polski. Mamy rok 2012 – młode małżeństwo energiczna aktorka Mela (w tej roli urocza Magdalena Grąziowska, to jedna z jej pierwszych ról na dużym ekranie) i zadufany w sobie pisarz Przemek (Bartosz Porczyk) przyjeżdżają do warszawskiego mieszkania swojego bogatego wujka (Jan Englert). Mela zapoznaje się z dziejami budynku, którym przyszło im się opiekować i odkrywa, że w czasie wojny mieściła się tu niemiecka ambasada, a winda w budynku pozwala na podróż w czasie do sierpnia 1939, na kilka dni przed wybuchem II Wojny Światowej. Film to w mojej opinii zabawny, odmienna wersja historii naszego kraju interesująca, debiutujący aktorsko Nergal (czyli Adam Darski z metalowego zespołu Behemoth) w roli ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima Von Ribbentropa oraz Robert Więckiewicz, który wcielił się tutaj w rolę Adolfa Hitlera wypadli przekonująco. Radzę zwrócić uwagę na Magdalenę Grąziowską – jej postać, z której wprost bije pozytywna energia jest siłą napędową tego filmu i powoduje wiele zabawnych sytuacji.

6. Układ Zamknięty (8/10, kwiecień)
Thriller Ryszarda Bugajskiego przedstawia jak niebezpieczne może być zderzenie prężnie działającej firmy ze skorumpowanym urzędniczym światem. Oto trzej biznesmeni (w rolach Marka, Grzegorza i Piotra wcielają się odpowiednio Przemysław Sadowski, Jarosław Kopaczewski i Robert Olech) zakładają spółkę Navar, która odnosi spory sukces i ma szansę stać się potentatem rynkowym w naszej części Europy). Ich sukces jest solą w oku dwóch urzędników państwowych: prokuratora Andrzeja Kostrzewy (świetny jak zawsze Janusz Gajos) oraz naczelnika Urzędu Skarbowego Mirosławowa Kamińskiego (Kazimierz Kaczor). Postanawiają więc ich zniszczyć – stawiają twórcom firmy zarzut brania brudnych pieniędzy i działalność w zorganizowanej grupie przestępczej. Oparta na faktach historia w wielu momentach mrozi krew w żyłach i każe zastanowić się oglądającym nad współczesną Polską, w której słowo "korupcja” nadal istnieje w praktykach zarówno biznesowych jak i urzędniczo-administracyjno-biurokratycznych.

5. Piąta Pora Roku (8/10, styczeń)


Film Jerzego Domaradzkiego, reklamowy jako „Nie pierwsza miłość” to pogodna historia o dwojgu ludzi w jesieni życia. Oto Barbarze (w tej roli Ewa Wiśniewska) umiera mąż, znany malarz, z którym spędziła wiele pięknych lat. Ostatnim życzeniem męża było to, że chciał by jego prochy zostały rozsypane nad polskim morzem, w miejscu gdzie spotkali się z żoną po raz pierwszy. Kobieta prosi o pomoc w wypełnieniu tej woli Witka (granego przez Mariana Dziędziela), owdowiałego kierowcy, który spędził „za kółkiem” całe życie, lecz nigdy nie wyjechał poza rodzinny Górny Śląsk. Barbara i Witek wyruszają zatem w obfitującą w wiele przygód podróż samochodem przez cały nasz kraj, podczas której początkowa niechęć Barbary do swojego szofera przeradza się w przyjaźń, która rodzi się mimo sporych różnic dzielących te dwie postaci. Dobrze, że w Polsce powstają takie filmy – ciepłe, wzruszające, z interesującą fabułą i świetnym aktorstwem (poza dwójką głównych bohaterów na ekranie ujrzymy jeszcze między innymi Andrzeja Grabowskiego, Ewę Leśniak, Leszka Lichotę i Natale Rybicką).

4. Drogówka (8/10, marzec)


W swym przedostatnim filmie Wojtek Smarzowski wraca do współczesności. Tematyka jego filmów pozostaje jednak ta sama – ciemna strona Polski czyli korupcja, alkoholizm, hipokryzja i tym podobne. Tym razem widzowie przyglądają się życiu służbowemu i prywatnemu policjantów pracujących przy szosie czyli przedstawicielom tytułowej „Drogówki”. Siedmioro policjantów, w których role wcielają się znani z poprzednich filmów reżysera – Bartłomiej Topa, Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak, Marcin Dorociński, Eryk Lubos, Robert Wabich, debiutująca u Smarzowskiego Julia Kijowska (która odegra niebanalną rolę w najnowszym jego filmie „Pod Mocnym Aniołem") oraz ich przełożony grany przez Mariana Dziędziela. Do tego Agata Kulesza, Iza Kuna (żony funkcjonariuszy), Maciej Stuhr (wcielający się w postać przedstawiciela policji wewnętrznej), Adam Woronowicz, Lech Dyblik, Andrzej Grabowski (kierowcy zatrzymywanych aut) oraz jeszcze kilkunastu innych uznanych aktorów i aktorek. Na ekranie obserwujemy rozmowy „władzy” z łamiącymi przepisy kierowcami, ich życie rodzinne i uczuciowe, wspólne imprezy, więzi koleżeńskie oraz pasję do szybkich samochodów. Punkt zwrotny fabuły następuje w momencie gdy jeden z policjantów ginie, a o jego zabójstwo zostaje niesłusznie oskarżony jego kolega ze służby - sierżant Ryszard Król (w tej roli Topa). Próbując oczyścić się z zarzutów policjant odkrywa przestępcze powiązania mające miejsce na najwyższych szczeblach władzy. Film, mający w dużej mierze oryginalną formę polegającą na „kręceniu” niektórych scen telefonami komórkowymi i pokazywaniu obrazów z kamer przemysłowych trzyma w napięciu do samego końca, co u Smarzowskiego powoli staje się normą. Pokazuje świat, który mimo, że wolelibyśmy go nie oglądać, istnieje tuż obok nas, na wyciągnięcie ręki. I warto sobie z tego czasami zdać sprawę, nawet gdy lubimy filmy o mniejszym ciężarze gatunkowym.

niedziela, 2 marca 2014

Roczne Podsumowanie Filmowe. Styczeń-Grudzień 2013, część pierwsza

Kontynuujemy (z pewnym opóźnieniem) podsumowania kulturalne 2013 roku na Krockusie. Tym razem zajmiemy się filmem. Dzisiaj pierwsza część filmów, które widziałem w kinie w roku ubiegłym, za kilka dni część następna. Mam nadzieję, że do końca tego miesiąca uda mi się zakończyć podsumowania roku 2013, w następnych partiach opiszę koncerty oraz dwadzieścia moich ulubionych płyt (przesłuchania w końcu zmierzają ku końcowi:))


[camel]

11. Oszukane (6/10, maj)
Firmowana przez telewizję TVN historia dwóch sióstr, które na skutek pomyłki szpitalnej zostają przydzielone do różnych rodzin. Po latach siostry odnajdują się i próbują odkryć tajemnice błędu sprzed lat. Inspirowana prawdziwymi zdarzeniami, które zostały nagłośnione swego czasu to historia dająca sporo do myślenia, choć film to niewybitny. Jeśli ktoś widział inne produkcje firmowane logiem tej stacji to wie czego się spodziewać – dużego natężenia emocji, przesadnego dramatyzmu i product placementu. Na uwagę zasługuje rola Katarzyny Herman i Ewy Skibińskiej. Dobre aktorstwo obroni się nawet w takiej produkcji.

10. Last Minute (6.5/10, marzec)
Wakacyjny film Patryka Vegi. Tomek (w tej roli Wojciech Mecwaldowski) wygrywa darmową wycieczkę do Egiptu dla swojej rodziny: matki Krystyny (Aldona Jankowska), córki Dominiki (Klaudia Halejcio) i syna Bartka (Olaf Marchwicki). Od początku wszystko idzie źle: giną im bagaże na lotnisku, w hotelu przydzialają im zły pokój, a kuchnia nie chce wydawać jedzenia. Jakby tego było mało okazuje się, że organizator wycieczki plajtuje, kasy coraz mniej. Skoro tak się sprawy mają rodzina postanawia zarobić na bilet powrotny do domu imając się różnych zajęć. Na plus energiczna Aldona Jankowska (to chyba jej kinowy debiut), pomysłowy Wojciech Mecwaldowski, plenery Egiptu i pomysł scenarzysty, by bohaterowie spędzili Świąt Bożego Narodzenia w tak niecodziennym dla naszej kultury miejscu.

9. Swing (7.5, luty)
Abelard Giza, lider trójmiejskiego kabaretu Limo, o którym głośno było swego czasu za „żart o Papieżu” wyemitowanego przez Telewizję Publiczną w programie „Tylko dla dorosłych", postanowił wyreżyserować swój fabularny debiut. Jako, że pewnie sporym problem było jego finansowanie postanowił do niego wziąć swoich znajomych z kabaretu – Ewę Błachnio, Szymona Jachimka (z Limo właśnie) oraz stand-upera Kacpra Rucińskiego. Choć nie tylko ich, bo w filmie pojawiają się także piękne panie: Julia Kamińska i Emilia Komarnicka. Fabuła jest ciekawa. Oto Marek (Rucińskiego), chce urozmaicić swoje życie intymne i namawia swoją żonę (Błachnio) i przyjaciela (Jachimek) do tytułowego „swingu”. Oczywiście oni podchodzą do tej idei niechętnie. Zabawna komedia, która udowadnia, że także bez dużych budżetów, ale za to z ciekawym pomysłem można zrobić ciekawy film. A na jego bazie stworzyć sztukę teatralną, wystawianą przez katowicki Teatr Korez, którą wkrótce mam nadzieję uda mi się zobaczyć.

8. Bilet Na Księżyc (7.5/10, listopad)
Nowy film Jacka Bromskiego przenosi nas w czasy głębokiego PRLu, a dokładniej roku 1969. Oto Adam (w tej roli debiutujący Filip Pławiak), mieszkający z rodziną w bieszczadzkiej wsi dostaje wezwanie do wojska w Świnoujściu. Odległość do pokonania spora (jakieś 1000 km), więc jego brat Antoni postanawia towarzyszyć Adamowi w podróży nad morze. Podczas kilkudniowej podróży bracia przeżywają wiele przygód odwiedzając po drodze znajomych Antka w mijanych po drodze miastach i miasteczkach. Wszystko zmienia się, gdy przyszły szeregowy poznaje w klubie nocnym piękną kobietę Halinę (o pseudonimie estradowym „Roksana”, w tej roli Anna Przybylska). Ciekawy film, ukazujący dość wiernie realia życia w komunizmie i ozdobiony rewelacyjna muzyką z tamtych lat (Breakout, Halina Frąckowiak , ABC, Alibabki, Skaldowie, cover „House of the rising sun” Animalsów i sporo innych).