GRA MUZYKA

czwartek, 29 października 2009

The Car Is On Fire - Live in Wrocław, Bezsenność, 28.10.2009



[camel]
ocena: 8/10


The Car Is On Fire był swego czasu dla mnie bardzo ważnym zespołem. Po garażowym self-titled debiucie z 2005 z genialnymi Cranks, Miniskirt czy Expect some hatred zaskoczyli słuchaczy eklektycznym Lake & Flames na którym obok rockowych numerów (Red Rocker, Ex Sex is (not) the best (title)) znalazło się miejsce na utwory o zabarwieniu tanecznym (singlowe Can`t cook (who cares?), Oh, Joe) czy zgrabne ballady (Neyorkewr, Falling asleep and waking up). Album z miejsca został uznany za wybitny i z pewnością znajdzie się w podsumowaniach dekady. W lipcu 2007 ze składu TCIOF odeszła najważniejsza dla mnie persona – Borys Dejnarowicz, współzałożyciel niezależnego serwisu muzycznego Porcys.com, a w zespole odpowiedziany za sporą część repertuaru. Przeciętny koncert we wrocławskim „Niebie” w listopadzie 2007 sprawił, że na czas jakiś przestałem się interesować karierą tej grupy.

Wiosną tego roku ukazał się album Ombarrops, który nie zrobił na mnie wrażenia, w przeciwieństwie do udanego koncertu na Off Festivalu. Dlatego będąc wczoraj we Wrocławiu postanowiłem znowu zobaczyć ich na żywo. Skład zespołu poza gitarzystą Jackiem Szabrańskim, basistą Kubą Czubakiem i perkusistą Krzyśkiem Haliczem uzupełniają na scenie dodatkowy gitarzysta oraz klawiszowiec/perkusista. Na klawiszach szwedzka flaga z napisem Love.. Zaczęli od świetnego utworu tytułowego z ich ostatniej płyty, następnie zagrali z niej jeszcze kilka kawałków. Na szczęście usłyszeliśmy też kilka kawałków z poprzednich płyt m.in. Cranks, 16 days & 16 nights z debiutu oraz The Car Is On Fire Early Morning Internazionale, Can`t cook (who cares?), Oh Joe, Such a lovely i Love. z Lake & Flames. Utwory z Ombarrops świetnie bronią się na żywo, a najciekawszym momentem był śpiew „pa, pa, pa, pa, pa, pa” z rękami muzyków rozłożonymi w stronę publiczności – naprawdę fajne urozmaicenie koncertu. Tego wieczoru ze sceny wrocławskiej „Bezsenności” wprost biła od muzyków energia i radość grania. Carsi udowodnili, że są jednymi z najlepszych zespołów koncertowych w naszym kraju, których warto zobaczyć na żywo. Tych koncertów jeszcze się trochę odbędzie wkrótce, więc radzę Wam na któryś z nich się wybrać.

PS: Za dwa tygodnie Dejnarowicz z Piotrem Maciejewskim z Much wydają jako CNC album No mood. Sądząc po utworze granym ostatnio przez Trójkę zapowiada się ciekawie.











piątek, 9 października 2009

Basia - Live in Zabrze, Dom Muzyki i Tańca, 5.10.2009


fot. Andrzej Grygiel/PAP

[camel]
ocena: 7/10


Basia Trzetrzelewska razem z Madonną, Michaelem Jacksonem, Dire Straits, Stingiem i Heyem należy do moich pierwszych fascynacji muzycznych. Jako dziecko zachwycałem się jej trzema albumami: debiutanckim Time and Tide (1987), kolejnym London, Warsaw, New York (1990), który był moim pierwszym kompaktem w życiu oraz ostatnim przed długoletnią przerwą, moim zdaniem najlepszym The Sweetest Illusion (1994) podczas promocji którego Basia po raz pierwszy przyjechała do Polski. Wtedy też po raz pierwszy widziałem Basię na żywo w katowickim Spodku. Wystąpiła wtedy w pełnym elektrycznym składzie, co pozwoliło zaprezentować jej piosenki w aranżacjach zbliżonych do tych zawartych na płytach. Następnie Basia zamilkła na piętnaście lat wydając w tym czasie trzy albumy: koncertowy Basia on Brodway, kompilacyjny Clear Horizon. The Best Of... oraz Matt`s Mood sprzed pięciu lat z zespołem Matt Bianco (równo dwadzieścia lat po Whose Side Are You On na którym także śpiewała). Na dobre powróciła dopiero w tym roku albumem It`s that girl again, który stał się bestsellerem także w Polsce. Ruszyła w związku z tym w trasę podczas której zapowiedziane zostały trzy koncerty w Polsce: w Zabrzu, Warszawie i Poznaniu.

5 października, po czternastu latach od swoich poprzednich koncertów w naszym kraju wystąpiła w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca. Zasadniczą kwestią różniącą trasę od tej sprzed kilkunastu lat był akustyczny skład który teraz stanowiły poza Trzetrzelewską, dwie chórzystki, gitarzysta i trębacz. Można więc ten skład nazwać Acoustic evening with Basia. Piosenki jakie zaprezentowała tego wieczoru w Zabrzu pozbawione były bogatych aranżacji, bez perkusji, którą zastępowały rozmaite „przeszkadzajki” na kórych grał wieloletni współpracownik, a prywatnie partner Basi Kevin Robinson. Zgodnie z zapowiedziami wokalistka przedstawiła repertuar na który złożyło się pięć piosenek z najnowszej płyty: singlowe A Gift i Blame it on the summer,tytułowe It`s that girl again na sam początek, If not now then when oraz najlepsze, żywiołowe Winners inspirowane piłką nożną. Poza premierowym materiałem usłyszeliśmy prawie całą debiutancką płytę z Time and Tide, Promises i Astrud na czele, Half a minute z repertuaru Matt Bianco, cztery utwory z London Warsaw New York (Baby, you`re mine, Cruising for bruising, Take him back Rachel i poświęconą Polsce Copernicus kończącą część podstawową) oraz tylko dwie z rewelacyjnej The Sweetest Illusion (Drunk on love oraz Yearning podczas bisów). Nowe aranżacje stworzyły intymną, kameralną atmosferę choć w kilku przypadkach zubożyły brzmienie kilku utworów np. Drunk on love, Run for cover czy Copernicus. Basia często nawiązywała kontakt z publicznością opowiadając o czym jest dana piosenka czy dzieląc się z słuchaczami opowieściami ze swojego życia. Ogólnie bardzo przyjemny wieczór choć chciałbym jeszcze ją usłyszeć w trasie nieakustycznej, takiej jaką kilkanaście lat temu miałem okazję podczas jej koncertu w Spodku.Póki co pozostaje mi czekać na zapowiadaną płytę z rejestracjami polskich koncertów z tej trasy.