GRA MUZYKA

wtorek, 4 listopada 2014

Marcelina - Live in Wrocław, Stary Klasztor, 30.10.2014


[camel]
ocena: 8.5/10

Na ten koncert czekałem od stycznia tego roku, kiedy poznałem „Wschody Zachody”, drugi album Marceliny, który zajął trzecie miejsce w moim podsumowaniu 2013 roku. Melodyjność zawartych na nich piosenek, ciekawe teksty i oryginalny, zapamiętywalny wokal Artystki sprawiały, że chciałem przekonać się jak te utwory bronią się na scenie. Na początku września została zapowiedziana trasa, w której jeden z koncertów miał odbyć się we Wrocławiu, mieście w którym Marcelina przez jakiś czas mieszkała i do którego wciąż ma duży sentyment. Z niecierpliwością odliczałem dni do przedostatniego dnia mojego ulubionego miesiąca, aż w końcu pięć dni temu zawitałem do klubu Stary Klasztor na spotkanie z Artystką, która wiele namieszała w moim muzycznym świecie.

Miejsce koncertu okazało się wyjątkowo urokliwe, gotyckie wnętrza, kameralna atmosfera i stoliki zlokalizowane pod sceną pozwalały przypuszczać, że w takich okolicznościach muzyka Marceliny i jej zespołu sprawdzi się znakomicie. Po półgodzinnym suporcie, na który złożył się duet (wokalistka i gitarzysta), który przypomniał nam kilka światowych i polskich przebojów w akustycznym wydaniu, kilka minut po wpół do dwudziestej pierwszej na scenie wszedł zespół i zaczęła się właściwa część wieczoru. Po chwili dołączyła do nich uśmiechnięta i pełna energii Marcelina, która wybijając rytm na ustawionym obok niej bębnie zaczęła śpiewać Everything It`s Alright. Po nim przyszła pora na anglojęzyczny utwór o dziewczynie, która kochała innego chłopaka (znany z miniwystępu Artystki i jej gitarzysty Roberta Cichego na Mauritiusie). Następnie usłyszeliśmy prawie cały album "Wschody Zachody" (z Karmelove na bis) oraz wybrane piosenki z debiutanckiego albumu (Szukam Cię, Me & My Boyfriend, Tatku, Shake It Mama), utwór poświęcony Wrocławiu czyli Wroclove, cover zespołu Roxette Sleeping In My Car oraz powtórzone Everything It`s Alright na sam koniec koncertu. Oczywiście prawie całą moją uwagę skupiała Marcelina, której optymizm udzielał się chyba całej zgromadzonej tego wieczoru publiczności. Oryginalnie ubrana Artystka poza śpiewaniem grała w kilku utworach na gitarze, melodice, wspomnianym bębnie czy gwizdku, na którym zagrała solo w wykonanej z niesamowitym „powerem” piosence Shake It Mama, która była dla mnie najlepszym momentem koncertu.

Niestety, wszystko ma swój kres i po blisko półtoragodzinnej obecności grupy na scenie koncert dobiegł końca. Zadowolony zespół opuścił scenę, był czas na zakup płyt, zdobycie autografu i zrobienie sobie zdjęcie z Artystką. Z niecierpliwością czekam na kolejny koncert Marceliny i jej zespołu, który, tak jak ten, da mi potężną dawkę pozytywnej energii.