GRA MUZYKA

czwartek, 6 czerwca 2013

Myslovitz - 1.577 (2013)


[camel]
ocena: 7.5/10

20 kwietnia 2012 to data, która na zawsze pozostanie w pamięci wszystkich Myslofanów. Tego dnia zostaliśmy poinformowani o tym, że po dwudziestu latach wspólnego grania Myslovitz opuszcza jego współzałożyciel i lider wokalista Artur Rojek. Mimo, że nie był on jedynym twórcą muzyki i tekstów kwintetu to w powszechnej świadomości od zawsze był najbardziej kojarzony z tym mysłowickim zespołem. Pozostali w zespole muzycy (Wojciech Powaga, Jacek i Wojciech Kuderscy oraz Przemysław Myszor) ogłosili, że rozstali się „po dżentelmeńsku”, nie chcąc podawać powodów rozłamu (to, że nie każdy z Panów tego postanowienia dotrzymał to inna sprawa), Artur Rojek był jeszcze bardziej tajemniczy. Nowym wokalistą grupy został Michał Kowalonek, muzyk poznańskiego zespołu Snowman. Pierwszym koncertem była otwarta dla fanów próba, która odbyła się w mysłowickim MDK (a dokładniej dwie próby pod rząd z 30 kwietnia 2012), zaraz potem zespół zagrał pierwszy „duży” koncert na wrocławskiej 3-majówce. Do premiery nowej piosenki z Kowalonkiem na wokalu było nam dane czekać do grudnia, kiedy to 3 sny o tym samym zostały opublikowane. Ta całkiem przyjemna i melodyjna piosenka, poruszająca temat zmian w zespole („Właśnie ten zwrotny punkt/trzeba mi zmian/ fala poniesie mnie tam gdzie będę chciał/zmienić wszystko by się nie zmieniło wcale nic”) zaostrzyła apetyt na resztę materiału. Zanim jednak owa premiera nastąpiła udało mi się zobaczyć grupę na ich katowickim koncercie, który utwierdził mnie w przekonaniu, że jest na co czekać. Wreszcie wiosną otrzymaliśmy konkrety – album o tajemniczym tytule "1.577" ukaże się w połowie maja najpierw w wersji cyfrowej, a pod koniec miesiąca w formie fizycznej.

Płyta zaczyna się od jedynego utworu w którego tworzeniu żadnego udziału nie miał Rojek. Mowa o Telefonie, którego wymyślił Kowalonek (a tekstowo pomógł mu go dokończyć Myszor). To wyjątkowo udane otwarcie – z początku zapowiada się na zwyczajną balladę, jaką ten zespół ma w swoim repertuarze sporo, jednakże narastająca dramaturgia i finał utworu każe zakwalifikować tę piosenkę do dzieł wybitnych. Tekstowo to moim zdaniem jeden z najpiękniejszych momentów albumu. Następnie otrzymujemy drugi (a właściwie pierwszy, zależy jak na to patrzeć) singiel zespołu – wyjątkowo energetyczny, podszyty niemal tanecznym beatem Prędzej później dalej, który będzie pewnie koncertowym pewniakiem. Utwór nr 3 – Wszystkie zawsze ważne rzeczy to rzecz z niesamowicie jak na Myslovitz optymistycznym tekstem (z wersami typu „Wiesz, że droga ta między nami długa nie jest i tak/ tylko długo trwa” czy „I będzie tu niebieski dom/z całych sił buduję go/Dla Ciebie jest”). Całość, mimo singlowego potencjału wydaje się jednak trochę zbyt banalna. Podobny, optymistyczny charakter na "1.577" ma jeszcze utwór finałowy – Być jak John Wayne, tutaj jednak trudno mieć jakieś zarzuty o banał (tekstowy albo melodyczny), bo to utwór raczej z serii tych krzepiących i motywujących do działania („Cieszę się tym co tu mam/największe odkrycie od lat/rzeczy i sprawy i ja/najprostsze z tych jakie znam”, „Teraz wiem i tak/że niezwykłe jest gdzieś obok nas/widzę to i wiem/że niezwykłe jest tu obok mnie”). To również najbardziej pogodna finałowa piosenka jaką zespół miał na swoich płytach, dotychczas preferowali na koniec zostawić bardzo dołujące utwory (typu Szklany człowiek, Czytanka dla niegrzecznych czy Blog filatelistów polskich).
Zdarzają się na albumie również momenty bardziej psychodeliczne takie jak syntetyczny, przepiękny Koniec lata czy druga część piosenki Jaki to kolor? (z podtytułem 4.00 czyli czwarta rano) będąca dopełnieniem udanej części pierwszej (tej z dopiskiem GFY będącym skrótem niecenzuralnego angielskiego zwrotu), w której największe wrażenie robi na mnie chóralnie wykrzyczane Daj mi być sobą. Najostrzejszym fragmentem płyty jest podszyty nerwowym rytmem Trzy procent, któremu jednak daleko (pod względem ekspresji wokalnej i dynamiki) do podobnych kawałków z poprzednich płyt takich jak Złe mi się śni czy Ofiary zapaści Teatru Telewizji. Jedynym nieporozumieniem w tym zestawie wydaje mi się przedostatnia piosenka na płycie zatytułowana Szum, która wydaje mi się dość nijaka.

Reasumując, o ile "Nieważne jak wysoko jesteśmy..." sprzed dwóch lat uznaję za przepiękne pożegnanie Artura z zespołem i jeden z najlepszych albumów w ich karierze, to "1.577", pierwszą płytę nagraną bez jego wokalnego udziału uważam za udany początek nowej drogi grupy. Michał Kowalonek z trudnego zadania następcy charyzmatycznego lidera wykazał się całkiem dobrze – nie próbuje go naśladować, a wręcz czasami udaje mu się odcisnąć w nowych piosenkach własne piętno zarówno w sferze tekstowej, melodycznej czy ekspresji wokalnej. Zapewne jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie zanim fani do końca zaakceptują Michała na miejscu Artura, jednakże Kowalonek jest na dobrej drodze do tego, by stać się godnym kontynuatorem Rojka. Na ile „wsiąkł” w zespół jednak przekonamy się jednak dopiero na następnym albumie, który będzie pierwszym nagranym w nowym składzie. Wszystko wskazuje jednak na to, że warto czekać na kolejne wydawnictwa jednego z moich ulubionych zespołów.

Brak komentarzy: