Dostałam smsa po 2.00 w nocy.
Półsenna jakoś nie mogłam w to uwierzyć. Wstając rano, od razu włączyłam telewizor i wszystko stało się jasne. W oku zakręciła się niejedna łezka. Michael Jackson, to moja pierwsza styczność z muzyką w wieku 4 lat. Pierwsza gwiazda, w której byłam zakochana, którą naśladowałam, oglądałam występy, którą rysowałam w swoim zeszycie, o której opowiadałam wszystkim. Jego muzyka towarzyszyła mi od zawsze i tak będzie dalej.
Dla mnie już za życia był legendą, nie tylko miał wielki wpływ na muzykę POP, ale również na cały przemysł fonograficzny, jego sposób tańca, sceniczny image, wysokobudżetowe teledyski to było naprawdę COŚ. Jego śmierć to dla mnie wielka podróż sentymentalna i spore rozrzewnienie. Wiedziałam, że patrząc na jego stan zdrowia i kondycję to było nieuniknione, jednak naprawdę nie spodziewałam się, tym bardziej, że przecież miała się niedługo rozpocząć jego trasa.
Niewątpliwie był to człowiek dziwny, zupełnie nieradzący sobie z popularnością. Jednak dla mnie nie ważne są oskarżenia o molestowanie, o wyłudzenia i inne historie. Prawdy chyba nigdy się nie dowiemy i tak powinno zostać. Ważne, że Michael Jackson, stworzył kawał świetnej muzyki, którą zna każdy: startując na wielkich fanach POPU, poprzez ludzi słuchających heavy metalu, skończywszy na wielbicielach hip hopu. Jego piosenki królują do tej pory na większej części imprez tanecznych, sprawiając, że momentalnie zapełnia się parkiet. I tak będzie dalej, bo drugiego Michaela nigdy nie będzię.
Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz