oceny:
film 0/10
spektakl 10/10
Grupa Ad Spectatores prowadzi jeden z moich ulubionych wrocławskich teatrów. W ramach działań artystycznych, z aktorami spod tejże bandery, jeździliśmy już nocą po mieście, zapakowani do dziwacznych samochodów, „wkręcani” w różnorodne komedie i tragedie. Nietrudno uwierzyć, że twórcy Ad Spectatores kochają swoją pracę, a aktorskie wyzwania wykonują z pasją oraz wielkim, teatralnym kunsztem. Grają niezwykle, w niezwykłych sceneriach. Miałam też przyjemność wziąć udział w „Trupim synodzie”, rozgrywającym się na terenie Browaru Mieszczańskiego, z kolei „Trzy żelazne zasady mężczyzny seniora” poznawałam w piwnicy Dworca Głównego. I właśnie w tym ostatnim z osobliwych miejsc rozgrywa się akcja sztuki 1408 – seans ciszy.
Opowiadanie Stephena Kinga, na język teatru przełożył Maciej Masztalski. Zabieg udał się rewelacyjnie, a dodatkowym atutem przedstawienia jest to, że nie przebiega ono w eleganckim pokoju hotelu Dolphin, lecz w mrocznych podziemiach, „udających” przyjazny gościom apartament. Tam, gdzie gaśnie światło i gdzie nagle zapada cisza, może być naprawdę przerażająco… Słowem, King byłby dumny z takiej adaptacji swojego horroru! O ile jednak, małe są szanse, by Król odwiedził Wrocław i obejrzał „Seans ciszy”, o tyle istnieje duże prawdopodobieństwo, że poznał kinową adaptację własnego opowiadania. Film 1408 powstał w 2007 roku, a reżyserem tego niemrawego przedsięwzięcia jest Szwed, Mikael Hafstrom. Aż trudno uwierzyć, że coś w czym zagrał Samuel L. Jackson (rola Mr Olina, dyrektora hotelu) i John Cusack (wcielił się w głównego bohatera, pisarza Mike’a Enslina), może być tak nudnawe, pozbawione „horrorowego” napięcia. Tanie straszaki, które w historii Kinga tylko uzupełniały psychologię grozy, w filmie Hafstroma wysuwają się na pierwszy plan i och – ach – ojej – nagle wyskakują z szafy.
W wypadku adaptacji 1408 lepiej poradził sobie teatr. „Ad Spectatorsi” najpierw podwyższają ciśnienie, zaznaczając w opisie swojego spektaklu, że ze względu na skomplikowaną (piwniczną) scenografię, dzieło może – jednorazowo – obejrzeć 35 osób. Potem wtłaczają zaintrygowanych widzów do niewielkiej izby (piwnicy!) i wprowadzają swoje postacie. Enslin się lansuje, bo pisze niezłe książki, Olin zaś (usztywniony czarną protezą ręki – znakomity detal kostiumowy!!!) najpierw odradza wynajmowanie makabrycznego pokoju nr 1408, a potem, „no, cóż, trudno…”, z doświadczeniem starego hotelarza, obserwuje, jak pokój pochłania swojego gościa. I jak piwnica pochłania widzów spektaklu. Także, do pracy, panowie z USA, bo wrocławscy artyści depczą wam po piętach!
1 komentarz:
Byłem - ssstraszznie dobre, polecam. Paweł
Prześlij komentarz