GRA MUZYKA

wtorek, 1 września 2009

"I`ve got myxomatosis, I`ve got myxomatosis" - relacja z poznańskiego koncertu Radiohead z 25 sierpnia 2009 roku



[camel]
ocena: 9/10


Trudno rozpatrywać ten koncert tylko pod względem muzycznym na zasadzie przyjechali-zagrali-pojechali. Na koncert Radiohead (Świat #1, Kosmos #1) wielu polskich fanów muzyki czekało od 15 lat, kiedy oksfordzki kwintet ostatni raz zagrał w Polsce w ramach sopockiego festiwalu Marlboro Rock In. Od tego czasu zespół z niewiadomych względów (podobno z powodu fatalnej organizacji sopockiego koncertu) omijał nasz kraj szerokim łukiem. Wielu próbowało ich sprowadzić do Polski, najbardziej zależało na tym Alter Artowi – cały czas liczono na to, że wystąpią na którejś edycji Open`era. Aż w końcu w kwietniu gruchnęła wiadomość: przyjadą i wystąpią 25 sierpnia w ramach projektu Poznań dla Ziemi. Chciałbym widzieć minę Mikołaja Ziółkowskiego gdy się o tym dowiedział. Bilety na pierwszą strefę wykupiono w kilka godzin. Różne fora, majspejsy i lastefemy zapełniły się wpisami podekscytowanych fanów chwalącymi się, że już mają bilet i nie mogącymi się już doczekać jak to będzie wspaniale na koncercie radiogłowych. Muszę przyznać, że sam do fanów tego zespołu nigdy się nie zaliczałem, byłem raczej wielkim miłośnikiem ich przedostatniej płyty Hail to the Thief, którą uważam za jedną z najlepszych płyt mijającej dekady. Mimo to, było dla mnie oczywiste, że muszę znaleźć się na tym koncercie.

Po przyjeździe do Poznania i posileniu się około 20 byłem pod Parkiem Cytadela. Support (Moderat) sobie odpuściłem czekając na danie główne. Zaczęli punktualnie, kilka minut po 21 rozległy się dźwięki intra, po czym zabrzmiał opener trasy In Raibows czyli 15 steps. Następnie zagrali opener poprzedniej trasy czyli There, there. Świetne wykonanie, z Greenwodem na dodatkowych bębnach. Było nam jeszcze dane usłyszeć 3 utwory z tego genialnego albumu – miażdżące Myxomatosis, żywiołowe 2+2=5 oraz transowe The Gloaming. Cieszyła liczna reprezentacja utworów z OK ComputerKarma police z finałem a capella Yorke + publiczność, Paranoid android i Lucky oraz Kid A – rewelacyjne wykonania piosenek Optimistic, Idioteque i Everything in its right place na koniec części zasadniczej z na żywo samplowanym wokalem oraz The national anthem z fragmentami polskiej audycji radiowej. Z Amnesiaca usłyszeliśmy You and whose army? oraz I might be wrong w ramach pierwszego bisu. The Bends reprezentował tylko jeden utwór ale za to jaki – znów pięknie wykonany Fade out (Street spirit). Jako, że ostatnią płytą kwintetu było In Rainbows to właśnie z niej usłyszeliśmy najwięcej piosenek, bo aż siedem z czego największe wrażenie zrobiły na mnie All I need i Jigsaw falling into place. Największą niespodziankę zgotowali nam jednak na koniec. Mowa o nieuwzględnionym w setliście Creep – ich pierwszym przeboju, którego nie grali na koncertach od trzech lat. Bardzo czekałem na ten utwór i cieszę się, że udało mi się go usłyszeć w Poznaniu. Ponad 30 tysięcy ludzi śpiewało z Yorkiem "But I`m a creep / I`m a weirdo / What the hell I`m doing here / I don`t belong here / I don`t belong her".

Warto też wspomnieć o scenografii – zwisających rurach, które zmieniały swoje kolory w zależności od utworu, co robiło niesamowite wrażenie. Stojący w pierwszej strefie (ja ze znajomymi byłem w drugiej) pewnie bez trudu zauważyli na scenie flagę Tybetu. Mankamentem koncertu były telebimy, które pokazywały obraz w dziwny, poszatkowany sposób. Najczęściej były dzielone na sześć kwadracików, w których pojawiali się członkowie zespołu. Osobiście wolałbym tradycyjny, całościowy obraz. 25 utworów, 2 godziny 10 minut grania. Marzenia się spełniły. To był na pewno koncert roku, jeden z koncertów dekady, dla bardzo wielu koncert życia. Radiohead dali znakomity występ z dobrze dobraną setlistą i wspaniałą scenografią. Pozostaje wierzyć, że na następny ich przyjazd do Polski nie będziemy musieli czekać kolejnych piętnaście lat.























1 komentarz:

iris pisze...

Rzadko grają Creep, to prawda, ale wystarczy spojrzeć na setlisty z 2009 roku (Ameryka Południowa), żeby zobaczyć, że trzyletniej przerwy w tej materii nie mieli ;).
Koncert rzeczywiście przepiękny :)