GRA MUZYKA

wtorek, 21 lipca 2009

Zaremba - wakacyjny thriller w odcinkach (II)



[adam osiński]


Jego rozmyślania przerwał ciemnoczerwony Polonez, który wjechał na podjazd. Zobaczył go dopiero teraz nie z powodu swojej zadumy, lecz dlatego, że opady deszczu były nazbyt intensywne. Nie lało tak chyba od dnia, kiedy po raz ostatni zadzwoniła do niego córka. Z auta wysiadły dwie osoby. Podbiegli do siebie i chwycili za ręce. Mężczyzna i kobieta. Po chwili byli już w środku. On trzymał w prawej czarną ręce torbę i z kamienną twarzą patrzył prosto na Zarembę. Ona też wpatrywała się w niego i lekko, sympatycznie się uśmiechając poprawiała sobie długie blond włosy mokre od deszczu. Jej widok niezwykle go zdziwił, a jednocześnie ujął i dał trochę radości, ponieważ nie przypominał sobie, kiedy ostatni raz ktokolwiek uśmiechnął się do niego tak szczerze i bezinteresownie, jak ona w tej chwili.
- Potrzebujemy pokoju na kilka godzin, nie da się jechać – powiedział niskim głosem jej towarzysz sięgając do portfela w kurtce. Rzucił kilka banknotów – Reszta dla Pana.
- Ma Pan jakiś gości? – spytała cicho dziewczyna, głos miała delikatny i melodyjny.
- Jesteście Państwo pierwsi – odparł Zaremba sięgając po klucz – Proszę się wpisać i zostawić dowody. Oto klucz. Zajmiecie Państwo szóstkę.
- Jest Pan tutaj całą noc? – zapytał mężczyzna.
- Nie, dlaczego Pan pyta?
- Będziemy tylko kilka godzin, jak powiedziałem – Zaremba wbił w niego wzrok.
- Nie chcemy sprawiać problemów, ale musimy ruszać w nocy. A podróż w takich warunkach, jak teraz, nie ma sensu. – dodała pospiesznie dziewczyna. Jej wdzięk mógłby przełamać każde lody.
- Dobrze. Obędzie się bez dowodów. Klucze zostawicie tutaj pod wycieraczką, bo ja sypiam w tym domu za motelem.
- Zrobimy jak pan prosi. Pewnie chce pan się nacieszyć wnukami zanim pójdą spać? – spytała serdecznie blondynka.
- Wnuków to ja nie mam. Chyba. Mieszkam z matką.
- Swoją? – zapytał z niedowierzaniem mężczyzna powoli wymawiając obie sylaby.
- Tak.
- To ile ona ma? Sto lat? – drążył dosyć nieprzyjemnie kompan dziewczyny.
- Jest niewiele starsza ode mnie – wypalił Zaremba.
Para spojrzała po sobie. Milewski, bo właśnie takie nazwisko wpisał do księgi szorstki towarzysz uroczej blondynki, zachował kamienny wyraz twarzy, a dziewczyna lekko się pod nosem uśmiechnęła. Wyszli z recepcji i skierowali się na lewo, by zająć pokój numer 6. Ich jedyny bagaż stanowiła czarna torba, którą trzymał Milewski. Zaremba nie zauważył u nich obrączek na dłoniach, co go wcale nie zdziwiło. Ponownie z trudem wstał z krzesła i podszedł do komody stojącej w rogu pomieszczenia. Zdjął z niej radioodbiornik, który postawił na biurku przed swoim krzesłem, poprawił czerwoną poduszkę i ponownie zwalił się na krzesło. Przekręcił jedną z gałek w radioodbiorniku i sięgnął po papierosa.

Brak komentarzy: