GRA MUZYKA

piątek, 13 sierpnia 2010

Off Festival, 6-8 sierpnia 2010, Katowice. Część trzecia



[camel]

8 sierpnia - Dzień trzeci

Tradycyjnie, godzina: 15, miejsce: Scena Trójka Offensywa Stage. Grają Indigo Tree, składające się jedynie z dwóch osób: basisty oraz gitarzysto-wokalisty. Mimo dobrego przyjęcia przez offową publiczność to jeden z nielicznych koncertów tej edycji który nie podobał mi się. Może to wczesna pora, może zbyt małe instrumentarium, nie wiem.

Kyst to jak czytamy w grubym festiwalowym informatorze to „Sopocka formacja, która powstała Norwegii”. Skoro Sopot to i duże prawdopodobieństwo, że Maciek Cieślak ma związek z zespołem – faktycznie, był producentem ich debiutanckiej płyty. Koncert dwóch perkusistów i gitarzystów, w dużej części instrumentalny. Hałaśliwy, choć bywały i spokojniejsze fragmenty. Publiczności zebranej na Scenie Eksperymentalnej się podobało. Mnie też.

Następnie na Scenie Trójka Offensywa Natalia Fiedorczuk po raz trzeci czyli koncert reaktywowanego Happy Pills. Nie załapałem się na koncerty pierwotnego składu więc nie mam porównania. Jednakże sam występ udany, wokalistka magnetyzuje, trzy gitary oraz sekcja rytmiczna wygrywają energetyczne, melodyjne kawałki. Nazwa zespołu padała ze sceny często tak więc każdy zapamiętał na jaki koncert przyszedł.

Lao Che, podobnie jak Pustki wystąpiły na Offie po raz trzeci. Ja ich widziałem po raz pierwszy. Sporo kontrowersji narosło wokół tego zespołu (a głównie płyty Powstanie Warszawskie) jednak widać, że mają swoją wierną i oddaną publiczność. W repertuarze głównie utwory z ich dwóch ostatnich płyt - Gospel i Prąd Stały/Prąd Zmienny czyli piosenki takie jak Hydropiekłowstąpienie, Czas, Bóg Zapłać i Prąd Stały/Prąd Zmienny.

Przed 18 na Scenie Głównej wystąpił jeden z najsłynniejszych reprezentantów polskiego hip-hopu czyli O.S.T.R.. Był Początek, Po Drodze Do Nieba i Śpij Spokojnie. Na freestyle i improwizację w trakcie której Ostry zagrał na klawiszach także znalazło się miejsce. Jednakże koncert opierał się na konferansjerce głównej postaci wieczoru z której dowiedzieliśmy się o poglądach politycznych rapera (o krzyżu pod Pałacem Prezydenckim też było) i poznaliśmy jego rodzinę – a głównie syna, z którego Ostry jest bardzo dumny. Duży plus dla instrumentalistów, ta muzyka zdecydowanie lepiej brzmi w towarzystwie żywego składu.

Po koncertach krótka przerwa na niemuzyczne przedsięwzięcia. Artur Rojek chcąc poezji na Offie poprosił Wojciecha Kuczoka by ten mu ją zapewnił. Kuczok wolał prozaików, w związku z tym zaprosił m.in. Janusza Rudnickiego i Dorotę Masłowską. Sam też postanowił zaprezentować fragmenty swojej twórczości. Odczyt Rudnickiego uznaję za jeden z najjaśniejszych momentów tegorocznej edycji, choć niektórzy znali już jego fragmenty z 'Machiny', gdzie autor co miesiąc pisuje felietony. Żywy język, pojawiające się czasami wulgaryzmy i niesamowita barwność opisów zapewniły Januszowi Rudnickiemu poklask u publiczności. Po nim fragmenty opisów erotycznych ze swej najnowszej książki zaprezentował Wojciech Kuczok.

Po części literackiej na Scenie Leśnej wystąpili punkowcy z No Age. Amerykanie zgotowali swoim słuchaczom dawkę konkretnego czadu, choć osobiście drażnił mnie wokal śpiewającego perkusisty.

Po nich miał miejsce krótki odczyt polityczny laureatki nagrody literackiej NIKE Doroty Masłowskiej. Gdzieś pisano, że to miał być pastisz jednak nie odniosłem takiego wrażenia, bardziej mi to przypominało wypracowanie licealistki przygotowane na WOS. I czy ten śmiech, od którego nie mogła powstrzymać się autorka był zamierzony?

Następnie na Scenie Głównej zaprezentowali się Duńczycy z The Raveonettes. Zagrali dobrze, choć momenty wyjątkowo hałaśliwe, kłóciły mi się z następującymi po nich solowych wykonaniach Sharin Foo. Szczęśliwie znalazło się miejsce na ich największy przebój - Love in a trashcan.

Następnie na Scenie Leśnej na godzinę zawitała legenda polskiego „undergroundu” czyli grupa Kryzys, promująca wydaną z 25-letnim opóźnieniem płytę Koniec Komunizmu. Zagrali piosenki z których są najbardziej znani czyli Ambicję, Telewizję i Małe Psy. Choć raczej mało uczestników Offa pamięta ich z czasów pierwotnej działalności to zagrali porządny, punkowo-nowofalowo-reggae`owy koncert. Sprawa wiadomego krzyża też została przez Brylewskiego poruszona.

Gęsty tłum przed Sceną Główną świadczył o tym, że za chwilę wystąpi na niej największa gwiazda piątego Off Festivalu – The Flaming Lips. Napięcie budowały oryginalne wizualizacje na telebimie, których główną bohaterką była tańcząca kobieta. Równo o północy z jej wnętrza wyszli muzycy zespołu i rozpoczął się show jakiego ten kraj nie widział. Wokalista Wayne Coyne wszedł do wielkiej przeźroczystej kuli i przespacerował się w niej po pierwszych rzędach uradowanej publiczności, a w kierunku do widowni zostały wypuszczone ogromne ilości kolorowych balonów oraz morze pomarańczowo-żółtego konfetti. I tak było już do końca występu podczas którego towarzyszyła zespołowi grupa tancerzy po lewej i prawej stronie ubrana w pomarańczowe ubrania. Na mnie największe wrażenie zrobiły wielkie, laserowe ręce wokalisty, które na chwilę włożył. Sama muzyka, momentami bardzo energetyczna, świetnie współbrzmiała z licznymi efektami specjalnymi. Trudno o lepsze zakończenie festiwalu, a dokładniej działalności jego Sceny Głównej.

Po nich na Scenie Eksperymentalnej zagrało drugie dla mnie ekstremum imprezy czyli norweskie Shining. Potężna dawka blackmetalowej energii, połączoną z free jazem – w którym prym wiódł grający, poza gitarą, także na flecie i saksofonie wokalista. Świetne zakończenie występów live na tej edycji imprezy. Największą niespodziankę zostawili na koniec – kilkunastominutowa wersja pierwszego utworu z pierwszej płyty King Crimson czyli 21st Century Schizoid Man porwała wszystkich, w tym mnie.

Po tym koncercie na chwilę wpadłem jeszcze do Namiotu Trójkowego gdzie miał miejsce set Djski brytyjskiego Darkstara.

Podsumowanie

W trakcie trwania festiwalu warto było odwiedzić stoisko wytwórni Maćka Cieślaka czyli My Shit In Your Cofee na którym poza zremasterowaną wersją Statku Kosmicznego (fajnie mieć w końcu oryginał w normalnej cenie), Secret Sister, Pana Planety czy albumu Kings Of Caramel można było kupić debiutancki album Cieślaka i Księżniczek, DVD Ścianki z tegorocznego koncertu na Chłodnej w Warszawie, przeróżne koszulki czy magnesy. Przy odrobinie szczęścia można było także dostać autograf Cieślaka, który często na stoisku przybywał.
Świetna okazja do nabycia asortymentu MSIYC, tym bardziej, że te płyty można nabyć tylko przez sprzedaż internetową.

W sumie na terenie Doliny Trzech Stawów spędziłem 30 godzin biorąc udział w 27 koncertach. Przygotowanie imprezy oceniam bardzo dobrze. Sceny nie były zbyt oddalone od siebie co nie kazało przemierzać kilometrów po to by dotrzeć na którąś z nich. Strefa Gastronomiczna mogła by być bardziej różnorodna i tańsza. Piwo też mogłoby pozostać te które w latach ubiegłych – osobiście wolę Lecha niż Grolscha. Narzekano także na nadgorliwą ochronę, która sprawdzała nawet paczki papierosów. Trudno było także przedrzeć się przez tłum zmierzający do Sceny Leśnej i Trójkowej po zakończeniu koncertu na Głównej. Wszystko to jednak drobne niedociągnięcia które można łatwo poprawić. Większość z Was pewnie i tak będzie chciała przyjechać tu za rok, na szóstą edycję festiwalu by ponownie przeżyć niesamowite muzyczne emocje. Zatem do zobaczenia na Dolinie Trzech Stawów w 2011 roku!









Na dwóch pierwszych zdjęciach The Flaming Lips, na trzecim Lao Che, czwartym O.S.T.R, a na piątym Shining.

Brak komentarzy: