Właściciel motelu poczuł uścisk w żołądku, gdy przypomniał sobie z jaką swobodą i szczerością w głosie, bez najmniejszego zająknięcia, urocza, choć już teraz wiedział, że tylko z pozoru, blondynka mówiła o moralności i spokoju sumienia. Zakłamanie, którego nie wyczuł w jej zachowaniu, ale którego był już pewien, okazało się być tak zakorzenione w naturze, że wyparło jakiekolwiek poczucie przyzwoitości. Zaremba był przekonany, że ten cynizm opanował nie tylko podstępną dziewczynę, lecz panoszy się w świecie od lat. Minęło kilka minut, gdy staruszek zauważył pomarańczowe, migające punkciki. Pojazd niewiadomej marki zjechał z drogi i wyłączył światła. Zaremba widział już tylko kontur samochodu, który zamiast podjechać blisko wejścia do recepcji zaparkował tuż za zjazdem. Takiego ruchu, jak tej nocy nie było tu od dawna. Zaremba ocenił, że nie są to kolejni klienci, rezygnujący z utrudnionej jazdy w deszczu, który choć nadal padał, to nie tak intensywnie, jak przed paroma chwilami. Wciąż myślał o wydarzeniach dzisiejszego wieczoru wiedząc, że będą miały one swój dalszy ciąg. Nie często zdarza się obsługiwać mordercę – gwałciciela i parę uciekinierów z torbą wypchaną pieniędzmi. Wszystkie znaki na deszczowym niebie wskazywały, że w aucie jest „brat Michał” lub policjanci, którzy zaaresztują Wójcika. Nikt inny nie widziałby sensu parkować w deszczową noc kilkadziesiąt metrów od motelu.
Z samochodu wyszła jedna osoba. Zaremba miał więc pewność, że nie była to policja wezwana do zatrzymania Wójcika. Sylwetka, którą widział, kierowała się w stronę recepcji, więc właściciel motelu dobrze widział każdy krok stawiany w błocie przez nieznajomego. Pomimo ciągle padającego deszczu człowiek szedł równym, spokojnym krokiem. Czas, który zajmowało mu dojście do drzwi recepcji wydłużał się w świadomości starca nienaturalnie. W końcu zobaczył go wyraźnie w świetle na werandzie. Nieznajomy, ubrany w czarną skórzaną kurtkę, wszedł z marszu do środka nie wycierając nawet butów.
- Potrzebny jest mi pokój na noc – rzucił jeszcze w progu.
- Będzie pan łaskaw zamknąć drzwi. Ciepło mi wywiewa – powiedział szorstko Zaremba, a nieznajomy wykonał polecenie.
Następnie sięgnął pod kurtkę i wyjął dowód osobisty, który podał starcowi. W dokumencie zapisane było nazwisko: Adam Pająk. Zdjęcie przedstawiało dokładnie tego mężczyznę, który stał przed Zarembą. Wpisał dane do księgi, którą Pająk bez słowa obrócił by się podpisać.
- Widzę, że ma pan dzisiaj tylko dwóch gości?
- Trzech. Dostanie pan „dwójkę” – Zaremba obrócił się po klucz.
- Proszę dać mi „piątkę” – popatrzył w oczy staruszkowi, który zrobił to samo – To moja szczęśliwa cyfra.
- Będzie pan potrzebował szczęścia tej nocy?
Pająk nie odpowiedział. Wyciągnął pieniądze i rzucił na biurko. Zaremba obrócił się po raz drugi i spełnił życzenie klienta. Wziął do ręki banknoty i sięgnął do szuflady by wydać resztę. Pająk stał ciągle przed nim i obserwował każdy ruch staruszka.
- Obędzie się bez reszty – powiedział i po raz pierwszy lekko się uśmiechnął.
Zaremba bez słowa zamknął szufladę i podniósł wzrok.
- Mamy towarzystwo – powiedział najzupełniej beznamiętnie, jakby od niechcenia, po tym jak spojrzał w stronę okna.
Pająkowi zszedł uśmiech z twarzy. Wbił wzrok w starca na dwie sekundy po czym raptownie obejrzał się za siebie. Na podjazd wjechały dwa samochody.
Radiowozy policyjne były już dobrze widoczne. Światła wyłączyli, podobnie jak Pająk, tuż po zjechaniu z drogi. Jeden z nich skierował się pod wejście do recepcji, drugi, jadący za nim, odbił na prawo i podjechał pod werandę, przed wejście do jednego z pokoi.
- Po co oni tu przyjechali? Wie pan? – zapytał Pająk, totalnie zaskoczony zaistniałą sytuacją.
Zaremba wzruszył tylko ramionami i pokręcił przecząco głową. Pająk obracał się nienaturalnie patrząc to na staruszka, który zachowywał spokój, to na wydarzenia za oknem. Z radiowozu sprzed recepcji wyszło dwóch mundurowych. Jeden ominął werandę z lewej strony i poszedł na tył kompleksu. Drugi ruszył w stronę recepcji. Tuż przed wejściem spojrzał w okno. Jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem Pająka.
- Policja. Pan jest właścicielem motelu? – powiedział po wejściu spoglądając na Zarembę – Proszę stąd nie wychodzić. A pan kim jest? – Jego wzrok powędrował w bok.
- Klientem – odpowiedział spokojnie Pająk.
Tuż po wypowiedzeniu tych słów rozległ się huk, nieco stłumiony przez padający deszcz. Wszyscy trzej mężczyźni przebywający w recepcji mieli świadomość czym był ten dźwięk. Wystrzał z pistoletu. Właśnie wtedy rozpętało się piekło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz