ocena: 6.5/10
Pięć lat Jarek Polak kazał nam czekać na kontynuację doskonałego self-titled projektu Sidney Polak z wiosny 2004. Czy warto było czekać tyle czasu? I tak, i nie.
Szach Mat czyli opener przypominający Witam z debiutu jadący na riffie przypominającym ten z Personal Jesus Depeche Mode fajnie wprowadza w atmosferę albumu i trochę opowiada o odbiorze pierwszej płyty Sidneya. Deszcz, pierwszy singiel – spoko, plus za fajne obserwacje typu „Gazety błyszczą cyfrowym życiem. Dobre perfumy, hall przed empikiem i czyściej jest, zabawniej jest. McDonald`s z krzyżem ściga się. Rozterki na bok, palce do czoła. Od martyrologii dobra jest szkoła”. Docieramy do highligtu pierwszej części krążka czyli bujającego „Blasku” z gościnnym udziałem EastWest Rockers. Dalej mamy m.in. moim zdaniem niepotrzebną, monotonną Miłość w formacie jpeg, refleksyjne Zwolnij dziś, opisujący To był dzień w Warszawie ze zwrotkami inspirowanymi King of the Bongo Manu Chao oraz nudne Wieżowce.
Od genialnego, utrzymanego w klimacie country Merry & Jerry gdzie z Jarkiem zaśpiewała w urokliwym duecie Kasia Nosowska z quasirozmową Jerry`ego („O Mary, Mary nie złość się, tak bardzo kocham cię. Mężczyzna czasem musi wyjść z kumplami napić się”) i Mary („O Jerry, Jerry dosyć już, niełatwo z tobą żyć. Mówiła mama, dobry chłop powinien w domu pić”) zaczyna się druga, o wiele lepsza część Cyfrowego Stylu Życia. Pod dziewiątym indeksem kryje się SOS z ciekawie grającą gitarą w technice „slide” oraz, znowu, celnymi obserwacjami z obszaru tytułowego tematu typu „To mantra twoich dni, to naszych czasów wiersz, to dyktatura cyfr, głośnomówiący deszcz, to czas, którego brak, to nowy życia styl, to informacji gąszcz, to argumentów wir, to ludzi i ich sieć, to wirtualny sklep, dwutygodniowy bounce na plaży z fajnych zdjęć, to nagi czarny rap i nudny biały pop, tańszego sushi smak”. Do końca albumu będą już same highlighty, wyłączając lanserski Skuter. Znana fanom od kilku lat w wersji live Wyspa Man w końcu doczekała się rewelacyjnej, studyjnej wersji. Natalia (w której jak kiedyś w Siedmiu grzechach popkultury fajnie został wykorzystany akordeon) porusza zawsze aktualny temat wchodzenia w zawodowe życie młodych dziewczyn i wyrzekaniu się młodzieńczych ideałów („Dzisiaj Natalia poszła do pracy, W torebce na szczęście mały pajacyk. Tuli go czasem, kiedy jej smutno. Na monitorze netto i brutto. Na gadu-gadu nie gada z nikim, chce mieć od razu dobre wyniki. Praca nie hańbi, praca nie czeka, praca jest ponoć sensem człowieka”). Genialny Sztorm w którym Jarek po raz jedyny na tym wydawnictwie porusza temat alkoholu, który był lajtmotiviem Sidneya Polaka. Żywiołowy, gęsty rytmicznie i tekstowo utwór z ciekawą metaforyką libacji jako sztormu – „Zaczynam sztorm, a sztorm to taki czas, że buja w każdym z nas kieliszków pełnych las. Zaczynam sztorm, zobaczę dziś swój Horn, zawinę w znany fiord niezrozumiałych fraz” z łatwym do przewidzenia finałem „Czas kończyć sztorm, czas już odpłynąć gdzieś, nieś sztormie, nieś mnie, nieś z żołądka wywal treść. Czas kończyć sztorm, łazienki znany port, wśród kafelkowych form, poddaje się i cześć!". Znów fajnie wykorzystany akordeon, tym razem w finale piosenki. Całość wieńczy chilloutowy, siedmiominutowy Ostatni dźwięk, który ciepłym, kobiecym głosem otuliła francuskimi wersami Izabela Kostecka, a Pezet ozdobił gościnną nawijką. W tle pobrzmiewają dęciaki, automat wybija powtarzalne bity, papieros się dopala, w kieliszku resztki procentów czekają na dopicie, a z nami "zasypia ostatni dźwięk”. Jeszcze tylko miła pani, o syntetycznie wygenerowanym głosie podziękuje nam za wysłuchanie „Digital Style of Life by Sidney Polak”.
Reasumując, pierwsza część płyty minimalnie powyżej przeciętnej czyli 5.5, druga świetna czyli 8.0. Wyciągamy średnią i wychodzi nam 6.75. Minus 0.25 za pięć lat czekania daje nam ocenę końcową wynoszącą 6.5. Przyjemnie się słucha jednakże do rewelacyjnej formy z debiutu daleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz