Zaremba siedział na swoim krześle i wpatrywał w przestrzeń przez otwarte drzwi. Na podłodze w niezmienionej pozycji leżał zabity policjant. Sięgnął po paczkę Marlboro i wyjął papierosa, którego włożył do ust, lecz po chwili zrezygnował z zamiaru zapalenia go. Usłyszał warkot silnika. Para kochanków opuszczała zajazd. Staruszek jeszcze raz pomyślał o policjancie przy radiowozie. Dlaczego nie reagował? Przecież musiał ich widzieć. Skrzypienie podłogi. Zaremba ocknął się z zamyślenia. Zobaczył Wójcika pełzającego na czworakach. Obaj spojrzeli na siebie. Wójcik spuścił wzrok w dół i obrócił martwego policjanta, pod którym leżała jego służbowa broń.
- Nie dotykaj tego – powiedział Zaremba wyjmując zza biurka strzelbę, którą od razu odbezpieczył – Wiem, kim jesteś. Przyjechali tu po ciebie.
- Nie spinaj się staruszku. Chcę tylko stąd odjechać. Nic...
- Nigdzie się nie ruszysz! – przerwał mu stanowczo właściciel motelu.
- Ty stary dziadzie! – syknął Wójcik i sięgnął po pistolet leżący przed nim.
Zaremba nie namyślając się ani chwili nacisnął spust, a pocisk trafił prosto w pierś mordercy.
Odłożył strzelbę i odpalił papierosa, wypuszczając kłąb dymu. Spojrzał na kolejne ciało leżące w progu.
Poczuł dziwny niepokój, a dłoń, w której trzymał papierosa zaczęła mu lekko drgać. Zdał sobie sprawę, że to uczucie niepokoju nie jest mu obce. Ten wewnętrzny zgrzyt, który w nim był, znał z dalekiej przeszłości. Choć minęło od tamtych wydarzeń wiele lat, wryły się one głęboko w jego pamięć. Pamiętał dobrze. To uczucie towarzyszyło mu po raz pierwszy tamtego grudniowego dnia w Gdyni, gdy będąc żołnierzem Wojska Polskiego śmiertelnie postrzelił młodego chłopaka. Pamiętał dobrze, jak grupa stoczniowców udawała się w ten chłodny poranek do pracy. Pamiętał ich twarze, gdy otworzyli ogień. Widział jak ciało chłopaka wygina się w nienaturalny sposób i bezwładnie pada na ziemię. To rozczarowanie światem, które czuł przez większość swego życia, narodziło się wtedy, w tej jednej, krótkiej chwili. Zaremba uniósł się lekko do góry i poprawił czerwoną poduszkę. Deszcz w końcu ustał, ale przez otwarte drzwi dostawało się chłodne powietrze. Starzec nie myślał by je zamknąć, ponieważ musiałby zająć się ciałami. Nie miał na to siły i ochoty. Usłyszał wyjący w oddali policyjny sygnał. Oni się tym zajmą – pomyślał staruszek i odpalił kolejnego papierosa.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz