ocena: 9/10
Trudno przecenić rolę jaką Kasia Nosowska odegrała w moim życiu. Oczywiście mógłbym was zanudzać opowieściami gdy jako bodaj 8-letni chłopiec żałowałem, że nie mogę iść na koncert Heya do Spodka, ale chyba nie o to chodzi. Tym niemniej moja fascynacja osobą Kasi trwa od 15 lat. Solowa twórczość tej pani nigdy mnie do końca nie przekonywała. Co prawda Puk, puk oraz Milena miewały doskonałe fragmenty, to już Sushi jawiło mi się jako ciężkostrawne i niesmaczne danie. UniSexBlues zmienił moje patrzenie na solowe poczynania Nosowskiej – płyta była świeża, przebojowa i świetnie wyprodukowana przez Marcina Macuka – faceta, który ma ostatnimi czasy wielki wpływ na dzieje zjawisk o nazwie Hey i Nosowska solo. Płyta N/O nagrana między innymi, jak się dowiedzieliśmy od bohaterki wieczoru również w podziemiach Centrum Sztuki Impart we Wrocławiu, zaskoczyła wielu. Nosowska nazywana przez niektórych „Osiecką naszych czasów” wzięła na warsztat, wraz ze swoim świetnym zespołem UniSexBlues Band, teksty Osieckiej raczej nieznane szerszej publiczności – z wyjątkiem Zielono mi, Uciekaj moje serce i Na całych jeziorach Ty. Album odniósł ogromny sukces czego wynikiem jest rzeczona trasa koncertowa, która prawie pod jej sam koniec zawitała wreszcie do stolicy Dolnego Śląska.
Krótka obserwacja przed wejściem na koncert – pełno małolat, choć zdarzają się też ludzie w średnim wieku, żeby nie powiedzieć w podeszłym. Zdziwią się zapewne. Nieletni chcieliby pewnie posłuchać przebojowych pioseneczek, zaś ci starsi wyobrażali sobie na scenie pewnie panią dobijającą do czterdziestki wyśpiewującą teksty Naszej Narodowej Poetki w towarzystwie gładkiej muzyki i perkusji muskanej przez „miotełki”. Obie grupy pewnie mocno się zdziwiły gdy UniSexBluesBand wyczyniał na scenie czasem transowo-psychodeliczne jazdy, a momentami natężenie dźwięki przekraczało powszechne normy. W materiałach dotyczących koncertu dowiedziałem się, że tego dnia mają zabrzmieć również piosenki z innych solowych płyt Katarzyny. W istocie zabrzmiały – ale głównie z UniSexBluesa. Tymi utworami zresztą koncert się zaczął. A zaczął się od końca – ostatnim utworem z rzeczonego albumu czyli Konsorcjum K.C.K. Jako, że energetyczniejsze utwory z tego krążka, jak mniemam, nie pasowały do charakteru występu usłyszeliśmy (poza ciut żywszymi Makro i My Faith Is Stronger Than The Hills) tylko te spokojniejsze – UniSexBlues, Sub Rosa i Karatetyka. Wrażenie robił też ubiór zespołu z Nosowską na czele – dominacja bieli była w świałach scenicznych aż nazbyt widoczna.
Po części UniSexBluesowej przyszła część na treść zasadniczą, która została odzielona od poprzedniej wydłużoną introdukcją instrumentalną ze wspaniała grą białych, dających stroboskowy efekt świateł podczas których (zapewne również przez wspomniane białe ubiory muzyków) na chwile zapanował iście horrorowy nastrój. Na całych jeziorach Ty wyśpiewuje bohaterka dzisiejszego wieczoru, a my zanurzamy się w świat tekstów Agnieszki Osieckiej pełnych niespełnionych i tragicznych miłości oraz pogmatwanego życia prezentowanych w nich postaci. I tak płynie utwór za utworem – Kokaina, Kto tam u Ciebie jest? (śpiewane chyba przetworzonym, zbolałym głosem), Zielono mi, Jeszcze Zima, Nim wstanie dzień, jak zwykle zachwycająca melodia z serialu Jan Serce czyli Uciekaj moje serce przedstawione jako tango... W międzyczasie Nosowska przyznaje się do swojej fascynacji Wrocławiem oraz mówi jak niezwykłą i ważną sprawą jest dla niej występowanie na deskach tego teatru (wyjaśnienie znajdziecie powyżej). Ostatnim utworem koncertu przed bisem jest finałowy Na kulawej naszej barce, który w wersji koncertowej brzmi jeszcze bardziej poruszająco niż w albumowej, a zasiadający za perkusją Łukasz Moskal przechodzi sam siebie. Na bis otrzymujemy jeszcze przearanżowaną wersję Jeśli wiesz co chcę powiedzieć. Po wybrzmieniu ostatnich nut tego utworu już wiem, że nic więcej z tej sceny tego wieczoru zabrzmieć nie powinno. I tak jest w istocie, koncert dobiega końca a ukontentowana, z tego co mi było dane zauważyć, publiczność opuszcza gościnne progi Impartu idąc w deszcz, który tego dnia zgotowała nam wrocławska pogoda. Viva Kate, Viva UniSexBlues Band.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz