GRA MUZYKA

środa, 29 kwietnia 2009

Cool Kids Of Death - Afterparty (2008)


[camel]
ocena: 8.5/10


Dali radę. Znowu. Zresztą czy oni kiedykolwiek na którejś ze swoich płyt nie dali rady? O dziejowości ich debiutu już nawet nie chce mi się pisać - to fakt, a z faktami się nie dyskutuje. Dwójka mająca być antytezą Jedynki, w istocie nią byłą - sprzężenia, przestery i hate (z love zrezygnowali tym razem). 2006 była świetnie wyprodukowana i bardzo nośna - to wydawnictwo znów należy zapisać po stronie plusów.

Minęły dwa lata i dostajemy następny krążek. "Alkohol zwietrzał, spoważniały żarty, w płucach brak powietrza, czas na Afterparty". Otóż to. Elektropunkowo im wyszło. Jest energia, są bezczelne gitarowe zagrywki, duużo elektroniki. Bas i perkusja wysunięte zostały na pierwszy plan, a w kilku utworach Ostrowski próbuje nawet śpiewać. I nie najgorzej mu to wychodzi, jak na kogoś kto zwykł skandować wykonywane przez siebie teksty. Nagle zapomnieć wszystko - pierwszy zwiastun albumu no.4 wzbudzał mieszane opinie. W mojej opinii jest to utwór udany, mający iście parkietowe przeznaczenie. Co nie zmienia faktu, że "trochę" odstaje od zawartości krążka i jest na nim jednym ze słabszych utworów. Już pierwszy utwór Mamo, mój komputer jest zepsuty pokazuje, że tym razem coolkidsi nie biorą jeńców. Przytłaczający to opener, choć chyba na razie ich najlepszy. Kolejny, tytułowy track, należący do moich faworytów, poza fragmentem zacytowanym powyżej serwuje jeszcze jedną interesującą radę "Gdy nie można przestać, trzeba jeszcze więcej". Bal sobowtórów z tekstem Ostrowskiego to murowany kandydat na jeden z kolejnych singli. Biec biegnie w głośnikach niczym maratończyk. W Bezstronnym obserwatorze ten sam autor zdaje się zwracać do recenzentów słowami "Mój niezależny ekspercie, nie patrz mi wciąż na ręce, wystaw łagodną notę, po analizie kroków". Ciągle jestem sam i Joy to odpowniedniki Megapixela z 2006, czyli próbki komputerowego języka popełnione przez Wandachowicza. Zbliżamy się do finału, a tutaj niczym diament lśni TV Panika z celną obserwacją "W telewizji panika, slychać płacz dookoła, czyjeś zwłoki wieziono mercem czarnym jak smoła. Spiker głosem grobowym, czytał ten komunikat, pojawiła się w rogu odpowiednia grafika, na Polsacie zachodzi małe czarne słoneczko, pukam w ekran, a jakbym pukał w trumienne wieczko", po którym następuje chóralnie wykrzyczane "Teraz wszyscy zgodnym chórem, wypełniamy czarną dziurę" i gorzka puenta "Nagle wszystko zanika, sala robi się pusta, czarny asfalt żujemy by nie zastygł nam w ustach." Closerem albumu jest Ruin gruz z niemal-techno podkładem. Trochę dyskoteki na koniec nie zaszkodzi. Wszak jesteśmy na afterparty - wszystkie chwyty dozwolone i tak większości z popełnionych w stanie zamroczenia czynów nie będziemy pamiętać. W przeciwieństwie do najnowszego dzieła tego łódzkiego sekstetu.

Tekst pierwotnie opublikowany na witrynie: wearefrompoland.blogspot.com

Brak komentarzy: