GRA MUZYKA

środa, 9 grudnia 2015

"Na scenie opowiadam historyjki"
Wywiad z Piotrem Bukartykiem, część druga

Druga część mojego wywiadu z Piotrem Bukartykiem. Tym razem poczytacie o Trójce, oraz poznacie proces powstawania nowych piosenek Piotra.
[camel]

fot. Paweł Topolski

Trójka
Krockus: Przez ponad dwa lata prowadził pan audycję „Ładne kwiatki” w Trójce, gdzie prezentował pan młodych polskich zespołów.
Piotr: Tak, nawet zespoły z Wrocławia były – np. zespół Muhy, który był wcześniejszy niż poznańskie Muchy i które bardziej mi się podobały
Krockus: Czy jakoś Pan śledzi obecną scenę muzyczną?
Piotr: To było coś innego. Ponieważ ja zdobyłem sobie jakąś tam pozycję, nigdy nie będąc zatrudnionym w radiu, nie mając żadnych ambicji zostania redaktorem, dostałem propozycję do Krzysztofa Skowrońskiego, ówczesnego redaktora naczelnego Trójki, „słuchaj, zróbmy jakąś audycję, to fajnie idzie” (ja) rozegrałem się, poszedłem do Wojtka Manna i zrobiliśmy to. Po pierwsze to nikt nie wierzył, że można raz w tygodniu napisać piosenkę i zagrać ją żywo w chwilę po jej napisaniu, więc ja byłem freakiem totalnym, ja się tam pojawiłem z kosmosu. I to się może udać raz, dwa razy, ale dziesięć, a się okazało, że to się udawało 40 razy, no bo rok ma 52 tygodnie i odejmując wakacje i jakąś siłą rzeczy nieobecności, bo się jedzie gdzieś w trasę tak jak w tym tygodniu to 40 razy zostało. Układałem jakieś piosenki, niektóre absurdalnie totalnie, ale one zaczęły zdobywać jakiś swój elektorat czyli ja gdzieś tam chcąc niechcąc zacząłem generować jakieś wpływy dla rozgłośni, to było coraz lepiej przyjmowane. Dzisiaj jeżdżę na koncerty i ktoś kto kupuje na nie bilety, to są ludzie, którzy czekając na te nasze wygłupy. My nie przywiązujemy do tego takiej wagi, ale Jurek Satanowski zrobił spektakl z moich piosenek w większości napisanych na użytek spotkań z redaktorem Wojtkiem Mannem i ja byłem w Teatrze Atelier w Sopocie na premierze spektaklu i te piosenki, które ja wykonywałem raz i wyrzucałem, np. śpiewa Krystyna Tkacz, Artur Barciś, Kasia Żak i jeszcze Trójka ludzi. Oni śpiewają 25 moich piosenkę, z których połowa to „jednorazówki”, one żyją te piosenki.
Krockus: To jest tylko w Sopocie wystawiane?
Piotr: Nie, 12 października odbędzie się warszawska premiera. To się nazywa „Kaszana Zdalnie Sterowana. Piosenki Piotra Bukartyka”. Teraz się dowiaduję, że muzyczna szkoła na Bednarskiej robi dyplom z moich piosenek. I to są takie piosenki, która napisałem, bo musiałem, bo obiecałem, że przyjdę na te audycje i coś będę miał, zobowiązałem się i podjąłem wyzwanie. To wcale nie jest takie proste, napisać piosenkę. Ja to robię raz w tygodniu i dzisiaj się dowiedziałem, że jestem offklasykiem literatury. To mnie śmieszy i bawi, nie żeby nie było mi miło, ale szczerze mówiąc jak teraz słyszę, że robię fantastyczne rzeczy to się przejmuję tym tak bardzo, jak wtedy kiedy robiąc to samo słyszałem, że wszystko robię do niczego. Mam pięćdziesiątkę za sobą, to jest 52. rok mojego życia co pozwala mi na swego rodzaju zdrowy dystans do tego co się dzieję wokół tego co robię. Robię cały czas to samo, od wiele lat, mam już dzieci duże, dzieci małe. Mam zacząć wciągać brzuch i poprosić sam siebie o autograf? Jestem człowiekiem spełnionym i szczęśliwym, bo żyję z tego co robię i mogę robić to po swojemu i nikt mi nie mówi jak mam się ubrać, co mam powiedzieć.

Krockus: A jak miałby pan ocenić jakość tych piosenek, tworzonych przez ostatnie 10 lat na potrzeby piątkowych wizyt u red. Manna? Czy wtedy były lepsze, czy teraz są lepsze, czy teraz je się łatwiej czy trudniej tworzy, czy to jest jakaś rutyna, czy to prościej przychodzi?
Piotr: To nigdy nie przychodzi prościej. To jest ta sama praca, jednakowoż różniąca się od pracy przy taśmie, bo ja nie robię śrubek, tylko piosenki, za każdym razie to jest coś, co jest żywą formą i tak myślę, że w jakiś naturalny sposób ją czuję. Generalnie nie zaczynam pisać jak nie wiem co chcę powiedzieć. Najpierw przychodzi to, co chcę powiedzieć, a potem obudowuje to całą resztą. W każdym razie kiedy robię sobie jaja, to forma może być ważniejsza od treści, są też takie piosenki, które napisałem, bo miałem głupi pomysł, np. pamiętam koledzy bawili przy piosenek grupy Maanam. Tu akurat nie wymyślałem melodii, tylko wziąłem refren „Luciolli” Maanamu i zaśpiewałem piosenkę, która mia się napisała w 15 minut, tam było takie coś „W jadłodajni
nad morzem...” i nie „Słone ręce, słone usta, słony wiatr” tylko „Słona zupa, słony bigos, słony kompot, słony schab” i refren „Smródź Jola, smródź Jola” i zaśpiewałem to. Jest to oczywiście kretyńskie i już grając to na żywo w radiu już czułem „ale wiochę robię”, ale mnie to bawiło. I się okazało, że oddźwięk był bardzo żywy i nikt nie poczuł się urażony, również z twórców piosenki, to bardzo miło. Ale po prostu to był taki kretyński błysk. Zdarzyły mi się covery ze dwa razy, innym razem, byłem do lutego naprawdę nałogowym palaczem fajek, i sterty petów towarzyszyły każdej z tych piosenek, ale obiecałem synowi, że rzucę i rzuciłem, po 36 latach intensywnego jarania. Tak czy inaczej napisałem taką piosenkę, to był przebój dyskotekowy „Everybodys goes Kung-Fu Fighting” i ja napisałem piosenkę na zasadzie osoby palącej, która rzuca ze słowami „ Nie da rady. Leć kup mu fajki, bo wyjada już puch z kufajki” i tego rodzaju rymy, a Wojtek Mann zdecydował się uczestniczyć w numerze i robił co jakiś czas „hu!”, „ha!”, bo tak było w wersji oryginalnej i nie trafiał oczywiście, także to rozczulało widownię, ale to nie są rzeczy, które my przygotowujemy, one zdarzają się w te pięć minut, które jesteśmy na antenie. To nie ma tak, że teraz powiem to czy to.
Krockus: Tak jak piosenka śpiewana głosem operowym?
Piotr: No tak, ja mówiłem, że to jest tenor umiarkowanie bohaterski, a głos którym dysponuje to sopran koloraturowy domowej roboty, różne takie historie. My to robimy do tych samych mikrofonów, do których czyta się pogodę, tam nie ma żadnych studyjnych warunków, studio jest obok. Staram się zagrać i zaśpiewać, a jednocześnie plujka z logo rozgłośni zasłaniA mi kartkę więc muszę odchylać łeb, by zobaczyć co napisałem. No więc warto, każda piosenka jest osobną historią.
Krockus: I później, przy okazji, tworzy się materiał na kolejne płyty.
Piotr:Nagle się okazało tak, był taki moment, ze wydałem płytę „Z czwartku na piątek” z tych piosenek, już dojrzewała sytuacja. Ta płyta znakomicie się sprzedała jak na polskie warunki. Byliśmy zdumieni, bo nie miała kampanii reklamowej ani żadnych takich, nie licząc tych cyklicznych występów. Jeszcze niedawno miała dodruk. I potem pojawił się w moim życiu i się go trzymam, przez dwie ostatnie płyty. To jest firma Mystic, której szef i powiedział, że jakbym chciał coś wydać to on bardzo chętnie. Spotkaliśmy, ja postawiłem swoje warunki, on je przyjął i dwie ostatni płyty zrobiliśmy razem czyli jestem w dosyć komfortowej sytuacji, bo między innymi mam zagwarantowaną totalną swobodę, nikt nie ingeruje w mój materiał, nikogo nie pytam jak mam coś zrobić, po prostu robię swoje. Nikt mi nie mówi, że mam być bardziej popowy albo coś tam zrobić. Jestem już poważnym człowiekiem, który robi po swojemu i nie wybieram się na żadne zawody.

Krockus: A czy na te Spotkania Trójkowe woli pan takie bardziej publicystyczne piosenki pisać, aktualne czy jakieś ogólne tematy?
Piotr: Nie mam pojęcia. To musi odpalić samo, musi przyjść do głowy. Generalnie ja nie mam potrzeby posiadania następnej piosenki, bo mam ich bardzo dużo. Ale zawsze coś tam się dzieje albo nie dzieje się nic. I to napisanie - ja poznałem swój organizm przez te wszystkie lata, z których tylko ostatnich dziesięć jest związanych z cykliczną audycją- i żeby się zmusić do napisania ja najpierw naprawdę godzinami stawiam pasjanse. A kiedy dochodzi już taka pora lekko po północy , a ja wiem, żeby zdążyć do radia muszę wstać o 6:40, myślę sobie: „Kurde, jeśli zaraz się nie wezmę do roboty to będzie kicha”, i potem dzieje się coś dziwnego i w trzy-cztery godziny mam piosenkę – jakąś ułożoną melodie, jakieś słowa, kładę się, rano się budzę, patrzę i myślę „O Jezu, ale obciach”. Potem jadę, jakoś to gram, jak jest Krzysiek to we dwóch, jak jestem sam to sam. I często się okazuje, że nie było tak źle, że ktoś się wzruszył, ale ja się nie zastanawiam pisząc ją , zawsze miałem tak, kiedy się zabierałem za pisanie konkretnego numeru, że przychodził do mnie jakiś pomysł, który mnie męczył i ja go robiłem, starałem się go zrealizować, potem przyglądałem się temu co zrobiłem i mówiłem „Aha, wyszło tak” i zapominałem o nim, zaczynałem myśleć o czymś innym. A potem przyglądałem mu się i na ogół dochodziłem do wniosku „Nie, jednak do niczego”, to spróbujemy następnym razem i odkładałem. A zmieniła w mojej sytuacji ta audycja to, że ja zanim powiem, że jednak do niczego to gram to ludziom i wiem, że są ich setki tysięcy, bo jest to prime time radiowy, Trójka jest stacją o przyzwoitej słuchalności.
Krockus: Luz i zapał jak pan śpiewał?
Piotr: No tak, ja czasem częstuje tymi piosenkami znajomych. O to poprosił na przykład Zbyszek Zamachowski i sobie gdzieś tam to śpiewa. Niech sobie śpiewa, ja mam dużo tych piosenek. Jest fajnie, grają to z Grupą Mo Carta „Kobiety jak te kwiaty” zupełnie inaczej niż ja. (wchodzi klawiszowiec - "a sorry, ty wywiad masz")
Doktor Pszczoła, mój producent, z Krzysiem Kawałko produkowali dwie ostatnie płyty. Dodatkowo to to też jest fajna sprawa, że gram z chłopakami, z którymi pracuje później na tych płytach. Jestem od nich starszy, mniej więcej o kilkanaście lat od każdego z nich, z wyjątkiem Marka, bo Marek jest tylko osiem lat ode mnie młodszy, to dorośli mężczyźni, ale jednak dzieciaki, to jest różnica doświadczeń, jesteśmy krajem z takim wyraźną cezurą Stanu Wojennego i tak dalej, ale dogaduje się z nimi, jest fajnie. Nie jest obciachem ze mną grać. Takie rzeczy mnie cieszą w życiu, i to nie jest wiocha grać ze mną, ostatecznie nie zostałem swetrowym grajkiem, który nic nie potrafi.

Brak komentarzy: