Sopot
Dla mnie "Sopot" to jeden z niezaprzeczalnych dowodów na geniusz Macieja Cieślaka. Instrumentalny utwór z przepiękną gitarą M.C. przenosi nas do upalnego, letniego dnia podczas którego leżymy na rozgrzanym piasku, a w tle szumi morze. Nigdzie nam się nie spieszy, mamy pełno wolnego czasu, możemy się wreszcie zrelaksować. Taki obraz mam przed oczami gdy słucham tego utworu. Utworu, który znalazł się na pierwszej płycie najważniejszego polskiego zespołu ostatnich lat. [camel]
Skuter
"Skuter" to przede wszystkim niesamowita energia. Energia nieokiełznana, pierwotna. Tym razem na pierwszy plan wysuwają się klawisze Jacka Lachowicza wygrywające charakterystyczną melodię oraz perkusja Arkadego Kowalczyka. Maciej Cieślak zwykł mówić o takich utworach 'napierdalatory'. I tylko szkoda, że w obecnym składzie nie ma szans na usłyszenie tego utworu na koncertach grupy. [camel]
The iris sleeps under the snow
Za nic nie potrafię zebrać się na proste stwierdzenie, że jest to mój ulubiony utwór Ścianki. Bez wahania mogę za to przyznać, że „Iris” to dla mnie najważniejszy i wciąż najmocniejszy punkt wspólnej historii z formacją Macieja Cieślaka. A mówiąc jeszcze bardziej patetycznie – od tego wszystko się zaczęło. No bo jak tu nie zwrócić uwagi na zespół legitymujący się takim cudeńkiem? Z pastelowego-psychodelicznego wstępu powoli wyłania się prosta, ale obładowana niezmiernie wielkim ładunkiem emocji linia melodyczna, w tle której pobrzmiewają oniryczne cymbałki, gitara akustyczna i delikatna, „ozdabiająca” całość perkusja. Do tego tajemniczy tekst, jesienno-zimowy klimat... Utwór, który za każdym razem skłania mnie do robienia czegoś, czego zazwyczaj nie praktykuję podczas słuchania płyt w całości, a mianowicie – repeatowania. W niezdrowych wręcz ilościach. [turas]
19 XI
Mógłbym napisać, że „19XI” to utwór idealny do nocnego przemarszu przez słabo oświetlone ulice miasta. Mógłbym napisać, że jest to kompozycja tajemnicza, enigmatyczna, będąca dokładnie tym, czym ambient (a wręcz dark ambient) być powinien. Mógłbym napisać też, że jest to mój drugi ulubiony fragment „Dni Wiatru”. Wiele różnych rzeczy mógłbym o „19 XI” powiedzieć. Właściwie to już to zrobiłem. Sęk w tym, że to, co w „19 XI” najważniejsze nie daje tak łatwo zamknąć się w słowach. Wciśnięty pomiędzy antymuzycznego „Piotrka” i groteskowego, powykręcanego „Spychacza ” kawałek idealnie kontrastuje z ich ciężką do przełknięcia formą, dodatkowo wzmacniając uczucie wymieszanego ze sporą dawką niepokoju ukojenia po działającym destrukcyjnie na psychikę finale tego pierwszego. Członkowie grupy w wywiadach wielokrotnie nazywali to „muzyką ilustracyjną”, będąca jedynie „podkładem” do mającej stworzyć się w umyśle słuchacza wizji. I chyba to określenie definiuje słownie „19 XI” najlepiej, jak tylko można. [turas]
Białe Wakacje
Od tego utworu, puszczanego przez Piotra Kaczkowskiego w 'Minimaxie' latem 2002 roku zaczęła się moja fascynacja tym zespołem. Nie zawiera on słów, opierając się na głosach Cieślaka i Lachowicza, które stopniowo narastają oraz na wyjątkowo wyrazistym basie Andrzeja Koczana wygrywającego charakterystyczną sekwencję. Jeżeli dodamy do tego niezwykły teledysk w reżyserii Bo Martina, podczas którego zespół powoli jedzie samochodem obserwując dramatyczne wydarzenia dziejące się na zewnątrz, otrzymamy rzecz niezwykłą, wręcz genialną. Najlepiej notowany utwór Ścianki na Liście Przebojów Trójki. [camel]
Harfa Traw
Asocjacje towarzyszące tej kompozycji są więcej niż oczywiste. „Harfa Traw” to jakieś wczesne lato, oślepiające promienie słońca, płynące z wiatrem po krystaliczne błękitnym niebie cirrusy, azyl od miejskiej codzienności. Towarzysząca całemu albumowi aura sielankowości nabiera tu niezwykle wyraźnego kształtu, niemal materializując na plecach opisywany w tekście „dywan z traw” i przeczesujące włosy powietrze. „Harfa Traw” to też chyba najbardziej radiowa kompozycja grupy, swego rodzaju potwierdzenie potężnego zaplecza przebojowego jakim dysponuje formacja (pomyśleć, że „Białe Wakacje” to tylko rok młodszy krewny awangardowych „Dni Wiatru”). I nawet mimo patrzenia na Ściankę raczej jako na muzycznych eksperymentatorów, beztroskiej przyjemności płynącej ze słuchania „Harfy Traw” nigdy nie potrafię sobie odmówić. [turas]
Miasta i Nieba
'Nie dam Ci nic i ty nie dasz mi nic, mieszkamy na zupełnie różnych drzewach. Do Twoich drzwi nie pasuje mój klucz, a z naszych okien widać inne miasta i nieba'. Od tych słów zaczyna się najlepszy utwór zawarty na trzeciej płycie Ścianki. Zaczyna się dość spokojnie by po kilku minutach odlecieć w kosmiczne rejony psychodelii, nieosiągalne dla innych polskich zespołów. Prawdziwa muzyka, prawdziwe emocje i dzieło, którego lepiej słuchać, niż o nim pisać. Czapki z głów. [camel]
Boję się zasnąć, boję się wrócić do domu
Ten numer to swego rodzaju podsumowanie tej bardziej zadziornej, rockowej, ale jeszcze nie tak awangardowej strony Ścianki. Pełen niepokoju opener „Pana Planety” otumania raz to pozornie całkiem niegroźna zwrotką i refrenem, żeby za chwilę jak obuchem przyłożyć nerwowym mostkiem, rozpoczynającym neurotyczny przejazd po drugiej części kompozycji. Rockowa kompozycja, która na większości rockowych albumów byłaby zapewne ich najbardziej pokręconym fragmentem, na ostatnim albumie Ścianki pełni jednak „zaledwie” rolę wprowadzenia do mrocznej, abstrakcyjnej rzeczywistości „Pana Planety”. Czy muszę jeszcze dodawać z jakim skutkiem? [turas]
Wichura / Głowa czerwonego byka
Najdłuższy utwór na czwartej płycie zespołu, stanowiące jego centralny i najważniejszy punkt. Utwór, w którym Arkady Kowalczyk przechodzi sam siebie wygrywając, jak to jest napisane w książeczce do albumu „kontrgenialny bit na perce'. Utwór zaprezentowany premierowo zimą 2006 roku w nocnej audycji Piotra Stelmacha był dowodem na to, że zespół nadal jest w świetnej formie. Po kilku minutach instrumentalnej 'jazdy' pod koniec kompozycji Cieślak opowiada swoją apokaliptyczną historię o tym, że kiedy umarł dobry człowiek rozpętała się wichura, która sześć dni i nocy zrywała dachy i porywała samochody, a dziewiątego dnia słońce nie wzeszło i nad miastem zawisła głowa czerwonego byka. Kolejny świetny utwór zawarty na moim zdaniem bardzo niedocenionym przez fanów albumie. [camel]
Gotowanie dla każdego: gwiazdy
Doskonale pamiętam pierwszy odsłuch „Pana Planety”. Opener, jako jedyna klasycznie rozumiana ‘piosenka’, dziwne i niezrozumiałe przerywniki, dwa oblicza zrytmizowanego hałasu i TO. Szczerze mówiąc, jeden z zaledwie dwóch akceptowanych wtedy przeze mnie punktów tego wydawnictwa. W kontekście faktu dzierżenia obecnie przez „Pana Planetę” miana mojej ulubionej płyty, sytuacja ta wydaje się z jednej strony dość zabawna (odbieranie „Pana Planety” pod kątem melodii i piosenek), z drugiej jednak – był to chyba logiczny krok w procesie poznawania tego enigmatycznego słuchowiska.
Wiele osób uważa „Wichurę” za kulminacyjny punkt „Pana Planety”. Zgoda, jednak mając na uwadze koncept schizofrenicznej podróży kosmicznej, śmiało można pokusić się o wyróżnienie jej dwóch szczytowych momentów. „Wichura” byłaby tu czymś w rodzaju lotu pod prąd w siejącym zniszczenie deszczu meteorytów. „Gwiazdy” zaś, jak sama nazwa wskazuje, wypłynięciem w kosmiczny, gwiezdny spokój, kojący po wspomnianej wcześniej destrukcji, ale i będący wyciszeniem przed podróżą do apokaliptycznego jądra Ściankowego kosmosu, utworu tytułowego. Pod względem kompozycyjnym, „Gwiazdy” to właściwie tylko parę zapętlonych dźwięków, intrygujący monolog Macieja Cieślaka i prześliczny dźwiękowy stan nieważkości w środku utworu. Nadzwyczaj skromne środki wyrazu, wspólnie tworzące jednak najczęściej zgłębiany przeze mnie zakamarek „Pana Planety”. Mimo wszystko – wciąż jeszcze do końca nie odkryty. [turas]
2 komentarze:
Ciezko sie z taka lista nie zgodzic. :)
ogolnie sie zgadzam, z tymze ja bym dorzucil genialne got my shoes 1 i 2 czesc.
Prześlij komentarz