GRA MUZYKA

sobota, 11 czerwca 2011

Myslovitz - Nieważne jak wysoko jesteśmy... (2011)



[camel]
ocena: 8.5/10


Pięć lat czekania na nową płytę, roczna przerwa, niepokojące wiadomości z obozu zespołu, powrót do grania i informacje o tym, że producentem nowej płyty kwintetu będzie Marcin Bors. Nasuwa się pytanie czy ta przerwa nie wpłynęła negatywnie na formę zespołu z Mysłowic. Uspokajam, mysłowiczanie wydali dobry album. Najlepszy od przełomowej "Miłości w czasów popkultury" sprzed dwunastu lat. Choć na siódmej płycie Myslovitz znalazło się tylko dziewięć kawałków, to za rok dostaniemy drugą transzę utworów z tej ustrońsko-lubrzańsko-wrocławskiej sesji.

Nie będą zadowoleni Ci, którzy oczekiwali od zespołu radiowych przebojów typu Scenariusz dla moich sąsiadów, Acidland lub Mieć czy być. Płyta swoją niekomercyjnością przypomina raczej „Skalary, mieczyki, neonki” z 2004 roku, pozostałości po sesji „Korovy Milky Bar”. Jest spokojnie, melodyjnie, elegancko, dojrzale. Już pierwszy indeks na płycie zatytułowany Skaza pokazuje, że będzie (bardzo) dobrze. Narastająca dramaturgia, społeczno-patologiczny tekst - taka tematyka dominuje zresztą na całej płycie - i Artur Rojek w swej życiowej formie, którą najczęściej pokazywał tylko na koncertach. Po tak wielkim wejściu następna piosenka jawi się wytchnieniem. Choć Art Brut wydaje się dość radosny i przypomina raczej Ty, ja i wszystko co mamy z poprzedniego krążka formacji, to radzę wsłuchać się w tekst. Kolejny utwór, Przypadek Hermana Rotha to jedna z najbardziej 'eleganckich' piosenek w ich karierze. Ukryte większość z nas zna, również za sprawą świetnego teledysku opowiadającego o alienacji i braku zrozumienia. Nie był to dobry wybór na singiel, gdyż fani mogli odnieść mylne wrażenie, że cała płyta będzie utrzymana w molowym-nudnawym nastroju; typowo Przemkowy tekst, przypominający zaśpiewaną przez niego „Pocztówkę z lotniska”. Piąty utwór w zestawie to punkt centralny albumu, najbardziej energetyczna piosenka, skumulowanie emocji i słowa opisujące społeczność blokersko-kibolską. I znowu daje znać o sobie niesamowita forma wokalna Rojka. Brawo. Rozmarzony Efekt Motyla z 'cofniętym' wokalem Artura przypomina stylistyką nagrania zespołów shoegazowych (a tytuł potwierdza filmowo-literackie inspiracje członków zespołu). Pod numerem siódmym umieszczono dość nudną balladę Srebrną nitkę ciszy - takich utworów Myslo miało już sporo i moim zdaniem spokojnie mogli ją wydać jako b-side, a album by na tym nie stracił. Przedostatnie 21 gramów to już rzecz o wiele lepsza, choć nadal utrzymana w dość melancholinym nastroju. Radzę zwrócić uwagę na piękny finał. Za to Blog filatelistów polskich wieńczący „Nieważne jak wysoko jesteśmy...” to dzieło wybitne, do którego słowa napisał Wojciech Powaga, autor większości tekstów zawartych na tym wydawnictwie. Klaustrofobiczny klimat, dopalaczowo-używkowa tematyka, cudowny instrumentalny przed-finał i końcowa melorecytacja Rojka. Niesamowite, jak sugestywnie panowie z Myslovitz potrafili odwzorować stan narkotycznego zjazdu. Najlepszy ich 'closer' jak dotąd.

Czyli to już koniec, tylko nieco ponad 41 minut? Tak wyszło, a nam przyjdzie czekać raptem rok na drugą część i poznanie pełnego tytułu tej dwupłytowej serii. Warto było czekać pięć lat, by dostać porcję muzyki nietuzinkowej, inteligentnej i nieschlabiającej masom. Choć kto wie, może i masy ją polubią? Zastanawia mnie tylko jak te utwory zabrzmią na koncertach. Mam nadzieję, że Wy także będziecie się chcieli o tym przekonać.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

"Kolejny utwór, Przypadek Hermana Rotha to jeden z najbardziej 'eleganckich' piosenek w ich karierze."

Camel pisze...

dzięki za zauważenie błędu, poprawione.

Anonimowy pisze...

Wiadomo coś co z tą drugą częścią skoro teraz zmienił się skład? Mam nadzieję, że jednak ją wydadzą...

Camel pisze...

prawdopodobnie kontynuacji NJWJ nie będzie, a zamiast tego będzie nowy materiał nagrany już z Michałem Kowalonkiem; choć sam zespół dawkuje fanom informacje na temat przyszłego albumu...