Na Błoniach Nadwiślańskich zjawiliśmy się chwilę po dwudziestej. Koncert rozpoczął się niemal punktualnie, bo 10 minut po planowanym rozpoczęciu. Rozpoczęli dość sennie, Deszczem z Jackiem na wokalu, by następnie wykonać Nienawiść z taką mocą, że mimo iż słyszałam wiele wykonań na żywo, po ciele przeszły mi ciarki. Zespół był w dobrym koncertowym nastroju, niezwykle rozmowny, zauroczony Grudziądzem, co powtarzał kilkukrotnie. Początkowo dość ospała publiczność rozkręcała się z każdym utworem. Zaowocowało to wspólnym odśpiewaniem Sprzedawców marzeń i Długości dźwięku samotności. Nie zabrakło również nutki tajemniczości i specyficznego nastroju typowego dla Myslovitz, kiedy ze sceny wybrzmiewały odpowiednio: Bar mleczny Korova, Znów wszystko poszło nie tak, W deszczu maleńkich, żółtych kwiatów czy Ukryte w innym niż dotychczas aranżu. Nie obyło się bez niespodzianek. Z okazji nadchodzących urodzin Jacka Kuderskiego, Lala wraz z publicznością i resztą zespołu odśpiewał 'Sto lat'. Wykonanie Za zamkniętymi oczami było owocem współpracy z fanem wywołanym z publiczności, który wcześniej drogą mailową, poprosił zespół o taką możliwość. Nowa wersja utworu spotkała się z wielką owacją grudziądzkiej publiczności. Na bis złożyło się aż sześć utworów. Rozpoczęli od Peggy Brown, której pierwszą zwrotkę oraz refren wykonał sam Michał w towarzystwie gitary, śpiewając w sposób „balladowy”, co bardzo mi się spodobało. Ku uciesze publiczności reszta utworu wybrzmiała w sposób znany czyli zadziornie i ekspresyjnie. Osobiście zostałam rozgnieciona na małe kawałeczki, kiedy Przemek Myszor zaśpiewał ukochaną przeze mnie Pocztówkę z lotniska. Wykonanie było chwytające za serce zarówno pod względem instrumentalnym, jak i wokalnym. Przejmujący był również Kraków w wersji z Miłości w czasach popkultury, gdzie głos Michała wkomponował się idealnie. Dwa ostatnie utwory to Dla Ciebie oraz Chciałbym umrzeć z miłości.
Grudziądzki koncert Myslovitz uważam za bardzo dobry. Michał Kowalonek w roli wokalisty i frontmana wypada świetnie. Wokalnie Kowalonek wypada różnie – raz lepiej, a raz gorzej od Rojka. Jednak bilans wychodzi zdecydowanie na plus. Ciekawe były również aranże niektórych utworów, gdzie można było wyłapać nowe, świetnie brzmiące wstawki klawiszy np. w Mieć czy być, których do tej pory nie słyszałam będąc na koncertach. Myslovitz zdecydowanie odżyło. Pozostaje tylko czekać na kolejne występy i nowy materiał, który z pewnością zweryfikuję współpracę z Michałem Kowalonkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz