GRA MUZYKA

czwartek, 18 marca 2021

Rzecz o piosence: Łona & Webber - Stop, Nadiu

Ocena: 8.5/10

Alkohol. Lubimy? Raczej tak, wszak żeśmy Słowiany. W jakich ilościach? A to już zależy od jednostki, wieku, przyzwyczajeń. Jako naród od tej substancji na pewno nie stronimy.
Łona. Znamy? Raczej tak, a jak nie to powinniśmy. Jest duża szansa, że polubimy. Lub chociaż docenimy za teksty, jeżeli już naprawdę nie możemy znieść stylistyki hip-hopowej. O czym opowiada jeden z jego ostatnich singli? Właśnie o naszym zamiłowaniu do alkoholu, niechęci do nudy i skłonnościach do "grubego melanżu". Podmiot liryczny siedzi na nudnym, acz eleganckim spotkaniu towarzyskim, może nawet raucie. Sytuacja owa mu nie konweniuje, toteż znajduje podobną do siebie jednostkę. Opuszczcza drętwą imprezę i, już z nowo poznanym ziomkiem, rusza do lokalu o charakterze dużo bardziej rozrywkowym. Oczywiście na początku kierują swe kroki do baru celem uzupełnienia płynów. Tych z oznaczeniem procentowym. Kto im polewa? Słowiańska (prawdopodobnie rosyjska) barmanka imieniem Nadia. No i się zaczyna... Kieliszek po kieliszku. Piosenka za piosenką. Poziom alkoholu we krwi wzrasta, więc chęć do coraz większej zabawy także. I w końcu jest dobrze, normalnie, zgodnie ze zwyczajami. Bez spiny, bez stresu. Mimo, że konsekwencje i tzw. "syndrom dnia następnego" są do przewidzenia i wielu z nas zna je dobrze. Kawałek jest oczywiście świetnie napisany, wyraźnie zarapowany, muzyka udana i celnie oddająca charakter tekstu. Panowie Łona i Webber po prostu nie schodzą poniżej pewnego, dość wysokiego, poziomu.
To co - po kielonku?

poniedziałek, 28 stycznia 2019

"33 x 33"
Wiek Chrystusowy Camela czyli wstęp do pewnego podsumowania...


Urodziłem się w 1985 roku. Kilkadziesiąt dni temu skończyłem 33 lata. Pomyślałem, że to dobra okazja by zrobić pewne podsumowania. Trójka to fajna cyfra, "Trójka" to fajne radio, a dwie trójki... No dobra, zostawmy to.
W najbliższym czasie będziecie mogli poznać 100 płyt, które spodobały mi się do tej pory najbardziej. Kategoria "open" czyli zarówno albumy studyjne, koncertowe, jak i składanki utworów różnych wykonawców. O trzydziestu trzech będziecie mogli poczytać i dowiedzieć się co w nich mi się podoba. A żeby nie było monotematycznie w późniejszym okresie spróbuję wskazać także filmy i książki, które wywarły na mnie największe wrażenie. Miłej lektury!

PS. Zapraszam do komentowania (zarówno tutaj, jak i na krokusowym fanpejdżu na FB) i wskazywania swoich ulubionych dzieł :)

piątek, 9 grudnia 2016

Live 2015 cz. 2

[camel]

WRZESIEŃ
Piotr Bukartyk w Starym Klasztorze. Koncerty Bukartyka to zawsze dla mnie wielkie wydarzenie i tak było także tym razem. W miejscu dla publiczności ustawiono rzędy krzeseł, więc była lepsza szansa na odbiór dźwięków płynących ze sceny. Tego wieczoru na scenie zabrakło Krzysztofa Kawałko, jednak godnie zastępował go jego uczeń. Na repertuar koncertu złożyły się głównie utwory z najnowszej płyty „Kup sobie psa” (Piotr z zespołem zagrali prawie wszystkie utwory z niej pochodzące) oraz „Tak jest i już” (m.in. utwór tytułowy) i „Z czwartku na piątek” (moje ulubione „Trzeba mieć ambicję”). Znalazło się także miejsce na starszą piosenkę, czyli zagrane na początku „Dokąd się wybierasz”. Rewelacyjny występ, niezapomniana konferansjerka Bukartyka oraz możliwość przeżycia tego czasu ze znajomymi sprawiły, że uznaje go za jeden z dwóch najlepszych koncertów w 2015 roku.


PAŹDZIERNIK
Muchy w Starym Klasztorze. Koncert z okazji 11-lecia tej poznańskiej grupy, której „Terorromans” nadal uznaje za jeden z najważniejszych dla mnie albumów XXI wieku. Do świętowania urodzin grupa zaprosiła Macieja Wasio z wrocławskiego zespołu OCN, Agima Dżeljilji z Oszibaracka oraz Marcina Borsa, słynnego producenta płyt m. in. Heya i Lao Che. Na repertuar występu złożyły się piosenki z ich wszystkich pięciu płyt. Na mnie duże wrażenie zrobiły utwory obcego autorstwa, które zostały zawarte na „Powracającej Fali” m.in. ich interpretacja piosenki „Gdyby nie szerszenie” oraz „Ulicy” oraz „Rzeka miłości, może radości, ocean szczęścia”. Były także oczywiście ich największe przeboje czyli „Najważniejszy dzień”, „Miasto doznań” i „Przesilenie”.


LISTOPAD
Mikromusic w Eterze. To właśnie w tym miejscu grupa kilka lat wcześniej nagrała swoje pierwsze koncertowe cd i dvd. Po wydaniu, moim zdaniem najlepszej w karierze, płyty „Matki i żony” grupa wyruszyła w trasę promocyjną. Jak powiedziała wokalistka Natalia Grosiak uwielbiają grać w swoim rodzinnym mieście. Na program koncertu złożyły się chyba wszystkie utwory z ich ostatniego dzieła – świetnie wypadły piosenki „Zakopolo”, „Matka Teresa od kotów”, „Lato 1996”, „Pocałuj pochowaj” (którą Natalia słyszałaby chętnie w jakimś filmie Quentina Tarantino) oraz zaśpiewane dwukrotnie „Bezwładnie” ze Skubasem. Ze starszych płyt usłyszeliśmy m.in. „Takiego chłopaka”, „Sopot”, rozbudowanego instrumentalnie „Szkodnika” oraz niegrzeczną wersję „Niemiłości”. Jak zwykle wyśmienity wokal Natalii oraz kunszt instrumentalistów nadal utwierdzają mnie w przekonaniu, że to jeden z najlepszych koncertowych zespołów w Polsce.


L.A.S. we wrocławskim pubie Niebo. Jacek Lachowicz, kiedyś współlider trójmiejskiej Ścianki, a następnie twórca czterech płyt solowych (w tym moim zdaniem najlepszej „Za morzami”) postanowił działać w pojedynkę jako Lachowicz Audio System – w skrócie L.A.S. Na listopadowym koncercie zaprezentował cały materiał z jedynej płyty tego projektu nazwanej „Szum”. Przyjemny wieczór, choć nie ukrywam, że chciałbym jeszcze zobaczyć Jacka z zespołem lub (choć to chyba już nie możliwe) znowu na scenie z Maćkiem Cieślakiem w Ściance.


Andrzeje 2015 w Narodowym Forum Muzyki. Coroczna gala kabaretowa przygotowywana przez członków wrocławskiego kabaretu Elita – Jerzego Skoczylasa, Leszka Niedzielskiego i Stanisława Szelca. Tym razem zaprosili oni na to wydarzenie Andrzeja Poniedzielskiego, Artura Andrusa, Andrzeja Grabowskiego oraz wrocławski kabaret Neo-Nówka. Każdy z zaproszonych zaprezentował po jednym monologu lub skeczu. Moim zdaniem najlepiej tego wieczoru zaprezentował się Andrzej Poniedzielski. W międzyczasie usłyszeliśmy także kilka piosenek kabaretu Elita w wykonaniu Agnieszki Damrych i Magdaleny Dzwonkowskiej. Bardzo sympatyczny wieczór, dający dużo okazji do śmiechu.


GRUDZIEŃ
Nosowska w Eterze. Solowy koncert wokalistki Heya w nieistniejącym obecnie wrocławskim klubie. Tym razem Artystka nie promowała żadnej nowej płyty (ostatnią zatytułowaną „8” wydała w 2011 roku). Jako suport ciekawy koncert zagrał Marcin Zabrocki. Gwiazda wieczoru zaprezentowała przekrojowy materiał ze wszystkich swoich sześciu płyt: „Puk. Puk”, „Milena”, „Sushi”, „UniSexBlues” i „8” zaczynając koncert pamiętną opowieścią o pewnej specyficznej dziewczynie czyli Milenie. Usłyszeliśmy zatem m.in. „Tfu”, „Gdy rozum śpi”, „Keskese”, rewelacyjną jak zawszę „Nomadę”, piosenkę z tekstem Agnieszki Osieckiej czyli „Na całych jeziorach ty” oraz cover Davida Bowiego „Let`s dance”. Na koniec zabrzmiały m.in. „Nerwy i wiktoriańscy lekarze” oraz niezwykła wersja „Jeśli wiesz co chcę powiedzieć”, pierwszego solowego przeboju Kasi. Nosowska jak zwykle w formie i tak jak kiedyś napisałem od jakiegoś czasu bardziej czekam na jej solowe dokonania niż te z Heyem (ostatnia ich płyta czyli „Błysk” raczej mnie rozczarowała).


Krzysztof Zalewski w Starym Klasztorze. Koncert zatytułowany był Zalewski Solo Act i jak sama nazwa wskazuje Artysta wystąpił tego wieczoru na scenie sam. Radził sobie rewelacyjnie – grał na gitarze, klawiszach, perkusji oraz w czasie rzeczywistym tworzył loopy, będące podstawą niektórych piosenek. Usłyszeliśmy materiał z debiutanckiego album „Zelig” – zagrał m.in. „Jaśniej” i „Gatunek”, piosenki z właśnie wydanej płyty „Złoto” – „Uchodźcę”, „Podróżnika” i „Lukę” oraz m.in. cover Jaya Z „99 problems”. To drugi, obok koncertu Piotra Bukartyka, najlepszy koncert na którym byłem w ubiegłym roku. Zalewski doskonale świetnie sprawdził się jako multiinstrumentalista wzbudzając zachwyt publiczności. A jego najnowsza płyta „Złoto” pokazuje, że nadal pisze świetnie piosenki.


Domowe Melodie w Starym Klasztorze. Rzadko mi się zdarza bym bilet na koncert kupił z tak dużym, ponad miesięcznym wyprzedzeniem. Ale nie było innej opcji – pierwszy koncert został wyprzedany błyskawicznie, więc gdy ogłoszono drugi czym prędzej kupiłem na niego bilet. Domowe Melodie wciąż cieszą się wielką sympatią publiczności. Podczas grudniowego koncertu wykonała utwory z obu swoim albumów, usłyszeliśmy więc m.in. „Brzydala”, „Techno”, „Bułę” oraz najgoręcej przyjęte przez publiczność „Grażkę” i „Zbyszka”. Siła tego tria myślę tkwi w ich naturalności i prostocie ich piosenek. Trafiają one do serc słuchaczy i sprawiają, że gdy tylko zostanie ogłoszony ich koncert bilety na ich występy tak szybko się rozchodzą.

piątek, 18 listopada 2016

Live 2015


Zaczynamy kulturalne podsumowania 2015 roku czyli lepiej późno niż wcale. Na początek wspomnienie koncertów na których byłem kilkanaście miesięcy temu. Dzisiaj część pierwsza

[camel]


STYCZEŃ - LISTOPAD
Wspominając koncerty na jakich byłem 2015 roku przede wszystkim będę pamiętał o The Dumplings. Widziałem ich w ubiegłym roku aż cztery razy. Po raz pierwszy w ramach styczniowej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Katowicach. Z tego występu najbardziej pamiętam mróz i piękne wykonanie „Nie słucham” w wersji głos Justyny + gitara Kuby. Następnie – lipcowe Męskie Granie 2015 w Chorzowie. Grali jako pierwsi, w pełnym słońcu. Fajny, choć krótki set złożony z utworów z debiutanckiej płyty. Potem koncert w ramach wrocławskiego Miejskiego Grania w sierpniu. Tłumy ludzi i utwory zarówno z debiutu, jak i z mającej ukazać się wkrótce płyty nr 2. Wreszcie mój ich pierwszy klubowy koncert we wrocławskim Starym Klasztorze na chwilę przed wydaniem „Sea you later” (listopad). Z tego koncertu najlepiej zapamiętałem rewelacyjne wykonania „Odyseusza” i „Dark Side”, a także, jak zwykle świetne, „How many knives” z debiutu.


STYCZEŃ
Golec Orkiestra w Katowicach. Koncert kolęd w mojej rodzinnej dzielnicy. Duży skład wykonawczy i ciekawe wersje klasycznych polskich pieśni bożonarodzeniowych w rodzaju „Przybieżeli do Betlejem” czy „Bóg się rodzi”. Wydarzenie odbywało się w kościele, co miało wpływ na bardzo dobrą akustykę koncertu.

LUTY
Natalię Przybysz widziałem po raz pierwszy w solowym repertuarze (wcześniej byłem na opener`owym koncercie Sistars kilka lat temu). Na koncercie w Starym Klasztorze Artystka skupiła się na promocji albumu „Prąd”. Zabrzmiały chyba wszystkie utwory tego krążka w tym oczywiście najlepiej przyjęte przez publiczność „Nazywam się niebo” oraz piękne wykonanie coverów Niemena („Kwiaty Polskie”) i Breakoutów („Do kogo idziesz”). Świetnie, że znalazło się miejsce także na piosenkę „Bell and Chain” z repertuaru Janis Joplin. Na uwagę zasługiwała także scenografia koncertu – żarzące się żarówki, które nasuwały skojarzenia z tytułem ostatniego albumu Natalii. Przed koncertem Natalii fajnie zaśpiewały dziewczyny z Girls on fire.


MARZEC
Łona i Webber we wrocławskiej Bezsenności. Jak zwykle w formie, w towarzystwie zespołu The Pimps. Usłyszeliśmy przekrojowy zestaw ich piosenek. Była oczywiście energetyczna wersja „Konewki” na koniec.


Kasia Kowalska i jej trasa w ramach 20-lecia płyty Gemini. We wrocławskim klubie Alibi Artystka, podobnie jak kilka miesięcy wcześniej na Przystanku Woodstock, zaprezentowała swoje utwory w akustycznych wersjach. Repertuar koncertu to oczywiście w dużej mierze utwory z „Gemini”, ale znalazło się także miejsce na „Jeśli blask Twój mnie zwiódł”, „Co może przynieść nowy dzień” czy „Spowiedź” z kolejnych wydawnictw Kowalskiej. Miła podróż sentymentalna oraz naprawdę porządku koncert. Choć chętnie bym zobaczyć jeszcze Kasię na żywo w „elektrycznej” wersji.


Artur Rojek w katowickim Mega Clubie. Artysta promował ciągle swój debiutancki album „Składam się z ciągłych powtórzeń”, usłyszeliśmy zatem wszystkie utwory z tego krążka. Pojawił się także cover utworu „Easy” zespołu Son Lux, a capella zaśpiewany cover „Chłopiec z plasteliny” Lenny Valentino oraz taneczna wersja piosenki „Ring on fire” kojarzoną najbardziej w wykonaniu Johny`ego Casha. W bisach usłyszeliśmy ponownie trzy single z płyty: „Beksę”, „Syreny” i „Czas, który pozostał”. Wspaniałe widowisko, bardziej „szołmeńskie” niż koncerty Myslovitz z Arturem w składzie.


Karolina Czarnecka. Koncert w ramach Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Artystka kojarzona głównie z utworem „Hera Koka Hasz LSD” zaprezentowała program złożony z utworów zawartych na płycie albumu. Najsłynniejszy utwór pojawił się, nawet w dwóch wersjach, ale inne były równie udane i pokazały jak potężnym głosem dysponuje Czarnecka. Gościnnie pojawił się L.U.C. oraz zwyciężczyni PPA z 2004 – Irena Melcer.


KWIECIEŃ
Skoro padła nazwa Myslovitz to w miesiąc później miałem okazję po raz kolejny zobaczyć jak radzą sobie z nowym wokalistą. To był bardzo długi koncert, trwający ponad dwie i pół godziny, na który złożyły się utwory ze wszystkich płyt zespołu. I choć było bardzo przyjemnie, to Myslo 2.0 (tak na własny użytek nazywam Myslovitz z Michałem Kowalonkiem na wokalu) nie ma dla mnie już tej magii jakie miały koncerty w czasach gdy za mikrofonem stał Artur Rojek.


LIPIEC
Moja pierwsza wizyta na Męskim Graniu. Chorzowskie Rosarium znajdujące się na terenie Parku Śląskiego to miejsce wyjątkowo urokliwe. Fajnie było spędzić w nim te kilka godzin słuchając swoich ulubionych wykonawców. Całość imprezy poprowadził Piotr Stelmach. Na początek zagrali The Dumplings o czym pisałem na samej górze. Następnie projekt Smolik/Kev Fox (wyjątkowo dobrze zabrzmiała tego dnia piosenka „Run”) oraz O.S.T.R. – jak zwykle rozgadany między utworami zagrał także moje ulubione „Rise of the sun” z ostatniej płyty „Podróż zwana życiem”. Rewelacyjnie wypadła Natalia Przybysz, która podobnie jak kilka miesięcy wcześniej zagrała utwory z „Prądu” i cover Janis Joplin. Hey zagrał przekrojowo. W set liście znalazło się także miejsce na cover zespołu Ultravox „Dancing with tears in my eses” oraz moją ukochaną „Wczesną jesień”. Artur Rojek zaprezentował większość utworów z debiutu. Szczególnie zapadł mi w pamięć hałaśliwy początek utworu „Lekkość”. No i finał czyli Męskie Granie Orkiestra. Za mikrofonem stanęli m.in. Organek, O.S.T.R., Mela Koteluk, Tomek Lipiński i Natalia Grosiak, którzy zaśpiewali klasyczne utwory takie jak „Mówię ci, że”, „Spalam się” czy „Nim wstanie dzień”. Na koniec oczywiście zabrzmiał piosenka promującą ubiegłoroczną edycję czyli „Armaty”. Reasumując bardzo udana impreza. Cieszy fakt, że do Chorzowa zjechali moi faworyci.


SIERPIEŃ
Od kilkudziesięciu lat w Świnoujściu odbywa się FAMA czyli Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej. W 2015 roku udało mi się zobaczyć dwa koncerty odbywające się w jego ramach. Pierwszą imprezą był koncert „Bardzo zdolni szansoniści” w którym młodzi wokaliści zaśpiewali utwory z repertuaru Renaty Przemyk. Ciekawe wykonania i szansa na poznanie osób, które być może kiedyś namieszają na polskiej scenie muzycznej. Najważniejszym muzycznym wydarzeniem ubiegłorocznej edycji był jednak koncert Meli Koteluk. Artysta zaśpiewała piosenki z obu swoich albumów czyli „Spadochronu” i „Migracji”. Najbardziej zapamiętałem wykonania tytułowej piosenki z debiutanckiego krążka (czyli „Spadochron”) oraz „Żurawie Orgiami”.

piątek, 29 lipca 2016

Taco Hemingway - "Trójkąt warszawski"/
"Umowa o dzieło" / "Wosk"

Dzisiaj przeczytacie o fenomenie ostatnich miesięcy - raperze Taco Hemingwayu. Recenzje ukażą się także w jutrzejszym (tj. sobotnim) wydaniu "Gazety Wrocławskiej"


OCENA: 9/10

Polski hip-hop? Wielu z was pewnie powie: „Nie, dziękuję”. A w tym gatunku muzyki można spotkać prawdziwe „perełki”. Jednym z takich niezwykłych zjawisk w polskim rapie niewątpliwie jest Filip Szcześniak występujący pod pseudonimem Taco Hemingway. „Układ Warszawski”, pierwsze dzieło rapera w języku polskim to przewodnik po życiu w Warszawie widziany oczami dwudziestukilkulatka. Puby, używki, imprezy, ale też miłość czy sprawy egzystencjalne – taka tematyka tu dominuje. Wydawnictwo to stało się kopalnią celnych wyrażeń i skojarzeń. Wśród sześciu zawartych tu utworów szczególnie polecam zwrócić uwagę na otwierający całość „Szlugi i kalafiory”, „Wszystko jedno” - niemal depresyjną piosenkę o toksycznej miłości oraz najbardziej melodyjny utwór „Przerywnik”, zagrany w jazzowym klimacie. Wydawnictwo ciekawie dopełniają archiwalne wypowiedzi mieszkańców Warszawy.


OCENA: 8.5/10

Kolejny minialbum Artysty. Osiem utworów, pół godziny muzyki. I utwór, który przyniósł młodemu raperowi masową popularność czyli „Następna Stacja” – Taco błyskotliwie przedstawił w nim warszawskie realia na podstawie przejażdżki dwoma liniami warszawskiego metra. Był to pierwszy hip-hopowy utwór, który osiągnął szczyt Listy Przebojów radiowej Trójki. Ale przecież „Umowa o dzieło” to sześć innych, równie ciekawych kompozycji. Podobnie jak poprzednie minialbum „Trójkąt warszawski”, także i to początkowo zostało wydane własnym sumptem, a następnie, już w formie fizycznej przez ,szanowaną w rapowym świecie wytwórnię Asfalt Records. Wydawnictwo spinają dwie piosenki: „Od zera” i „100 kmh”. W pomiędzy nimi radzę zwrócić uwagę na „6 zer” – przedstawiający sytuacje młodych ludzi na rynku pracy i opowiadający o ich aspiracjach finansowych („W tym pokoleniu na umowie - zleceniu / Nie gada się o przyszłości i ZUS-ie, ubezpieczeniu / Ci ludzie nie chcą gadać o wypłatach na lokatach premium / I polityce – tych pozycji, raczej nie mamy w menu”) oraz mrocznych „Białkoholików”.


OCENA: 8.5/10

To najnowsza propozycja wydana Taco Hemingwaya. Wydana zaledwie kilka dni temu. Można ją, podobnie jak „Trójkąt warszawski” i „Umowę o dzieło”, bezpłatnie ściągnąć z internetu ze strony artysty. Co znajdziemy na „Wosku”? Pierwsze próby podsumowania wielkiej popularności i niezliczonych koncertów, jakie Taco zagrał w ciągu ostatniego półtora roku. Dowiemy się jak wiele dziwnych propozycji od różnych osób, firm i instytucji raper otrzymał. Jednak z nich nie skorzystał, bo jak sam rapuje, chce być szczerzy w stosunku do siebie i swoich słuchaczy („Ktoś woła mnie bym pisał teksty polityczne / Nie, dziękuje / Wolę pisać o sobie, wolę pisać o ludziach, wolę pisać o Tobie / Gdy odejdą wszyscy fani, wtedy znikam dosłownie na krótką chwilę / Potem wracam, żeby pisać ponownie”) śpiewa w otwierającym całość utworze tytułowym. Poza tą piosenką bardzo dobrze słucha się także utworów „Wiatr” i „Koła” (opowiadający o realiach finansowych rap-biznesu, w którym gościnnie wziął udział Dawid Podsiadło).
PS. Ostatnio artysta wydał także świetny utwór, mający szansę stać się alternatywnym letnim przebojem – „Deszcz na betonie”


środa, 6 lipca 2016

Podsumowania Kulturalne 2015 roku - zapowiedź


[camel]

Przerwa w krockusowoblogowym pisaniu była długa, a spowodowana była pracą dziennikarską we wrocławskim dzienniku, która szczęśliwie trwa do dzisiaj. Ale nadszedł czas powrotu. W związku z tym od dzisiaj postaram się publikować tu dłuższe treści/formy, a po sprawy bieżące i youtubowe zapraszam na grupę facebookową Krockusa. Przez całe wakacje będziecie mogli na tej witrynie przeczytać o tym, co według mnie najciekawszego wydarzyło się w kulturze w 2015 roku. Na początek powspominam koncerty, potem piosenki i filmy. Na koniec, tradycyjnie, przedstawię listę swoich 20 (a być może nawet 30) ulubionych płyt z ubiegłego roku plus tzw. listę rezerwową. Więc jak to mawiajo: "stay tuned". I być może do zobaczenia na którymś z letnich festiwali ;)